Płyną sobie piraci. Płyną, płyną, płyną, płyną, wydaje się że już zbliżają się do portu, że już za chwilę poużywają sobie na tanich dziewkach, opiją się rumem, obeżrą do obesrania... Już już sięgają ku kiesom, już przed oczami widzą strumień złota zapewniający umęczonym ciałom przyjemności o jakich nie śniło się nawet sułtanowi Bazzathu...
A tu ciach! Zrywa się wichura. Pędzi ich statek z powrotem na pełne morze.... O dziewkach trzeba zapomnieć, zamiast rumu woda, a co do jedzenia... no pozostają te śledzie solone, ile można żreć ten syf?! W końcu jakoś udaje im się na powrót obrać prawidłowy kurs. Co do jednego wszyscy są wściekli. Co gorsza - na dodatek niewyżyci.
Czyją winą był ten wiatr? - co i raz pada pytanie - No jak to czyją?! Wojowników Wiatru! - ktoś odpowiada ni to żartem ni na serio, ale to nieważne - Na pohybel!!! - podchwytuje reszta.
Lacert szedł sobie spokojnie. Nie natrafił na nikogo... Pacnął łapą w drzwi prowadzące do siedziby wodza wrażej gildii - Rass dwa ttsy ssa siebie i ssa sssystkich! - krzyknął. Musieli kryć jeszcze raz, takie były zasady.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum