Na rynek stolicy weszły trzy osoby. Dość dziwny team, może z racji jego członków, a może z racji tego jak wyglądali. Był to elf dość pospolitej urody nawet jak dla ludzi. Jego krucze włosy nie sięgały ramion tak jak to ma się u nich w zwyczaju. Ba, można nawet więcej powiedzieć że był ostrzyżony na ludzką modę. Krótko przycięte niezbyt gęste. Jego czarną lamelkową zbroje przyozdabiały czarne naramienniki. Nie lubował się w pelerynach gdyż uważał że to dla starych dziadów. Pierścionków i pierścieni też nie nosił, bo nie uważał się za kobietę. Drugi kompan, gnom, nie grzeszył urodą. Jak to się mówi, jedno oko miał na Gaj Motyli, a drugie na Góry Kręte. Zgarbiony (co nie dodawało mu na pewno wzrostu, ani uroku) nosił ciężki bat. Ubrany był dość skromnie. Lniana koszula i spodnie. Boso.
Trzeci kompan na pewno wyróżniał się jednym. Na odległość kilku kroków czuć było od niego gorzałką. Co dziwne jednak nie zataczał się (ba, szedł wręcz prosto). Był to krasnolud, dość pokaźnej postury. Jego odkryte ręce zdobiły szeregi blizn. Twarz była niemal buraczana od przepitej gorzałki. W swoich kręgach był znany jako Krasnolud Kamikadze, lecz prawda była taka że był nożownikiem (o czym świadczył choćby pas noży na pasie) o skłonnościach samobójczych (bo jak inaczej można nazwać wpadanie w grupę wściekłych orków z nożem w ręce?).
Tak więc ta dziwaczna trójka weszła na rynek Rivangoth.
- Proszę, proszę więc to jest stolica - powiedział w zamyśleniu elf - Wcale tu nie jest lepiej niż w latrynach na górze Lun, ale co tam.
Na te słowa gnom wypalił górą piany z ust (w sumie nie wiadomo czy się śmiał czy miał zamiar coś powiedzieć, chyba się śmiał bo strumień śliny przerywał złowieszczy rechot).
- W każdym razie macie się grzecznie zachowywać. Nie chcemy by nas zatrzymała gwardia miasta - elf zatrzymał swój tok mówienia by poszukać dobrych słów - To byłoby co najmniej kłopotliwe tym bardziej że nie mamy zamiaru tu zabawić zbyt długo. Zrozumiano Kerz?
Krasnolud tylko lekko skinął głową i odpiął manierkę przy pasie i pociągnął sążnego łyka.
- Jak słońce - odpowiedział krótko chrapliwym głosem.
Krasnolud poszedł na targowisko szukać jakiejś taniej gorzałki, a tymczasem elf i gnom wypatrywali kobiety z motylem w włosach. Nie minęło zbyt wiele czasu, a owa kobieta pokazała się na rynku tak jak było umówione w południe.
Należała do tego rodzaju kobiet obok których nie przechodzi się obojętnie, a nie jeden zagapiony za nią mężczyzna wpada na stragan lub latarnie.
- Zostań tutaj - rzekł cicho do gnoma elf i ruszył na spotkanie kobiecie słysząc tylko przekleństwa gnoma że najlepsze zawsze bierze dla siebie.
Elf szedł pewnym krokiem, a na jego twarzy widać było szeroki uśmiech. Chwycił kobietę w pasie i przyciągnął do siebie. Uległa mu łatwo, tak jakby go już długo znała. Z boku to wyglądało jakby wygłodniały małżonek wrócił do swej lubej nie zważając na miejsce i czas. Kilkoro zawiedzionych głosów odezwało się dookoła.
- Masz dla mnie paczkę? - powiedział wprost wiedząc że jeżeli tego nie zrobi będzie źle.
- Mam - na twarzy kobiety pojawił się uśmiech za który można było zabić.
- Jaka cena?
- Bezcenna - zaśmiała się lekko kobieta i zarzuciła mu ręce na kark. Elf w tym momencie żałował że miał na sobie zbroję. Rozległy się kolejne zawiedzione głosów przechodniów - Musicie wziąć mnie ze sobą
Elf przystanął chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Zależało mu na tej paczce, ale żeby w zamian zabierać kogoś ze sobą? W dodatku kobietę która przyciągała mężczyzn jak magnez. Będą kłopoty.
- Nie wiem czy byś dała sobie radę w podróży, tym bardziej że moja kompania i praca jest dość... specyficzna. Poza tym nie ma u nas miejsca dla bezbronnej kobiety.
- Umiem o siebie zadbać - w tym samym momencie poczuł niewielkie ukłucie na karku. Przeszedł go dreszcz.
- Dalej nie jestem pewien
- Sama zadbam o siebie
Elf wahał się długo. Kątem oka zauważył że krasnolud już wrócił i trzyma porządną butlę bimbru. Zapewne krasnoludzkiego, innego nie zwykł pić bo nazywał to szczyny. Poczuł mocniejsze ukłucie.
- Niech ci będzie, ale będziesz musiała nam pomagać. Nie jesteśmy niańkami.
Kobieta znowu się uśmiechnęła tym razem szerzej. Złożyła lekki pocałunek na jego policzku. Znowu zawiedzione głosy.
- Ekhm.. Chodź przedstawię cię reszcie - i pociągnął ją za sobą.
Stanęli przed fontanną, już jej nie trzymał za rękę. W pewnym sensie był wdzięczny że nikt go nie rozpoznał.. i że nie czuje już szpilki na szyi.
- Ten tutaj gnom - zaczął przedstawiać - na imię mu Niggle van Bunder z rodu Hufingów. Krasnolud - Kerz Wielka Pięść. Ja jestem Raknel. Raknel Walken... - to się zatrzymał bowiem zapomniał się spytać jak kobieta ma na imię.
- Jestem po prostu Perła bez nazwiska. - powiedziała przymilnie kobieta.
Krasnolud przydreptywał niespokojnie nie wiedząc co się dzieje. Nawet gnom patrzył podejrzliwie. Ludzie bez nazwiska to żyją w slumsach. A ona była zbyt dobrze odziana na slums, do tego w stolicy.
- Perła będzie pracować i podróżować z nami - powiedział krótko elf, a jednocześnie wyciągnął rękę po paczkę w jej stronę - Paczka - powiedział znacząco.
Miała ją przyczepioną pod koszulą. Wyciągnęła i podała elfowi. Teraz, bez balastu, wyglądała jeszcze bardziej pociągająco.
- Ale... - zaczął gnom ale widząc wzrok elfa przerwał w pół słowa.
- Porozmawiamy potem
I dała znak wszystkim że wychodzą z miasta.
- Ale czym się dokładnie zajmujecie? - zagadnęła kobieta gnoma, lecz ten tylko splunął na ziemie i lekko przyśpieszył wyrównując krok do krasnoluda.
Elf się przybliżył do kobiety i powiedział jej na ucho: Niewolnictwem
Kobieta się tylko uśmiechnęła. Zapowiadało się ciekawie.
Przybyło ich trzech. Była to dziwaczna zgraja. Odeszło ich czworo. Jeszcze bardziej dziwna zgraja.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum