Wysłany: 2009-04-28, 14:36 Śmierć Achibalda Lenguena.
Na temat magów i ich miejsca w społeczności powiedziano już wiele. Więcej niż połowa z tych wypowiedzi jest wulgarna i zawiera pewne wskazania w stronę płonącego stosu. Ciężko się dziwić, gdy o zdanie pytano wojowników, którzy pojęcie o użyteczności magii mają takie, jak krasnolud o elfiej poezji: niezrozumiałe to i na szorstkim papierze - w latrynie niezdatne.
Wieść rozpoczęła swój żywot wczesnym rankiem. Obudzony zbyt wcześnie skryba spoglądał zaspanym wzrokiem na pusty arkusz papieru. Przygryzł wargę skupiwszy całą uwagę na powierzonym zadaniu.
- Z żalem zawiadamiamy... - Mruknął pod nosem - Z ogromnym żalem zawiadamiamy... - Poprawił się, dobitnie podkreślając słowo "ogromnym".
- ... że dnia wczorajszego, ziemską posługę zakończył... jak on cholera się zwał... - Skryba spojrzał w stronę okna, starając się przypomnieć imię maga.
- ... ziemską posługę zakończył Archibald Lenguen, dożywszy sędziwego wieku 75 lat - pióro zanurzyło się w atramencie. Po chwili skrzypienie oznajmiło, że wypowiedziane słowa trafiły na papier.
- Wybitny badacz i odkrywca, który życie swe złożył na ołtarzu potęgi Lotharis, do ostatnich chwil pozostawał aktywny, służąc swym doświadczeniem oraz magicznymi zdolnościami... - Skryba ziewnął przeciągle i zerknął na kartkę.
- ... oraz magicznymi zdolnościami, kropka. - Mamrotał pod nosem pisząc notatkę - Pozostajemy w smutku i żałobie po tak wielkiej stracie... Ku pamięci wielkiego człowieka, gubernator Rivangoth, pani Freya McToren, ufundowała tablicę pamiątkową, która zostanie wprawiona w ścianę budynku należącego onegdaj do zmarłego. Odsłonięcie tablicy nastąpi...
- Odsłonięcie tablicy nastąpi po ceremonii pogrzebowej. Ta odbędzie się w świątynij w samo południe, a następnie kondukt pogrzebowy uda się na cmentarz. Przybądźcie licznie, by godnie pożegnać wielkiego człowieka! - Skończywszy swoje ogłoszenie, herold zszedł z podwyższenia, za które służyła mu skrzynka po owocach i ruszył dalej. Towarzyszący mu strażnicy miejscy nie ukrywali znudzenia, wymieniając co chwilę senne spojrzenia.
Tymczasem spotkały się dwie grupy. Po jednej stronie stanęli magowie, po drugiej kamieniarze.
- Przestańcie w końcu! - Zapiszczał mag w fantazyjnym kapeluszu, przypominającym bocianie gniazdo po upadku z wysokości - Przestańcie! Na wszelkie świętości, zaklinam was! - Piskliwy głos z trudem przebijał się przez równomierny stukot młotków i trzask pękającego pod naporem dłuta kamienia.
- Czego się drzesz? - Mruknął brodaty kamieniarz. Pył osiadł mu na zaroście, czyniąc brodę praktycznie siwą - Robotę tu mamy, tablicę wprawić musim.
- My też mamy tu pracę do wykonania! O stokroć ważniejszą od waszej! - Wypiszczał podekscytowany czarodziej - Myśli zebrać nie można! Ileż to można tłuc?!
- Tyle, ile trza, panie ważny - Mruknął krasnolud, niosący kamienną płytę - Jak wam cusik szkodzi nasze walenie, to skargę złóżta u nas w cechu.
- Nie zdzierżę... nie zdzierżę... - Trzęsąc się cały, czarodziej popatrzył błagalnie na starszych stażem kolegów. Nie nosili kapeluszy, ani magicznych szat. Wyglądali jak urzędnicy na przerwie śniadaniowej.
- Spróbuj je otworzyć... - Wyższy z nich wskazał drzwi do domu, przy którym stali - Weźmiemy co trzeba i wracamy - Posiadacz dziwacznego kapelusza podszedł do drzwi. Nacisnął klamkę i...
- Niech mnie mroczny smyracz popieści, jeśli kłamię! - Ryknął krasnolud, uderzając pięścią w karczemny stół. Kufle jak jeden mąż podskoczyły, a właściciele rzucili się w ich kierunku, by uratować ostatnie krople trunku.
- Leciał i leciał, jakby mu gazy z rzyci napęd dały - Kontynuował krasnolud - Mówię wam jakem widział. Z wrażenia żem se prawie płytę pamiątkową na stopę opuścił. Tych dwóch, co z tym pierwszym gadali, o tym ostatnim, co nie żyje, potem wzięli tego pierwszego i do medyka zabrali. Ale żeśmy wszyscy słyszeli co tam do siebie gadali. Dom cały magią zabezpieczony jest i przeleźć nie daje. A tam cuś cennego ukryli. Na moje to pewno jakiś skarb, złoto jakieś, czy klejnoty. Sam bym chętnie uszczknął co nieco. W końcu nieboszczykowi nie trza bogactw, a magowie i tak zamożne bydlaki. Ale niech mi świadkiem będzie wszelkie bóstwo... magią brzydzę się i paprać w niej nie zamierzam.
- Nie zamierzam dać za wygraną! - Ryknął krasnolud krzesząc iskry oskardem. Na drzwiach nie pozostała nawet rysa - Gówniane sztuczki! - Warknął uderzając raz za razem.
- Te! Brodaczu! Weź no rusz swą kudłatą rzyć i daj innym spróbować! - Jakiś niecierpliwy elf postanowił upomnieć się o miejsce w kolejce.
- Spadaj na drzewo wytrzeszczu! - Krasnolud poczerwieniał niczym dorodny burak.
- Pod ziemię kudłaty krecie! - Odkrzyknął elf cofając się o krok, jednak wpadł na znudzonego orka, który akurat grzebał paluchem w nosie, próbując dotrzeć do sedna problemu, którym było charakterystyczne świszczenie podczas oddychania. Palec wszedł zdecydowanie za głęboko.
- Gdzie leziesz parszywcze?! - Ryknął, obnażając kły. Palec utkwił w nosie i pomimo wszelkich prób, pozostał tam. Głośny śmiech niziołka rozwścieczył orka. Zamach łapą i...
Zrobiło się pusto przed domem nieżyjącego już Archibalda Lenguena. Straż przybyła w samą porę. Wóz pełen gnomów i ich materiałów wybuchowych, został zatrzymany w bramach miasta. Pozostało jedynie dwóch strażników, trzymających straż po obu stronach frontowych drzwi.
- Sądzisz, że komuś się uda? - Mruknął pierwszy, w szyszaku na głowie.
- Pewnie nie... - Odparł drugi, w barbucie, poprawiając co jakiś czas hełm.
- A z tą nagrodą to prawda, czy tak dla zamydlenia oczu? - Spytał pierwszy przekładając drzewce halabardy do drugiej dłoni.
- Prawda, jeno nieoficjalna. Znaczy jeszcze nie rozgłoszona. Ponoć sami nie damy rady... - Oparł się o ścianę budynku - Ech ci magowie... Z nimi zawsze są problemy...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum