Błąkając się bez celu Ghazghkull poczuł się strasznie zmęczony, już nawet nie pamiętał kiedy solidnie odpoczął odkąd usłyszał o Rivangoth. Chęć spotkania godnych przeciwników była większa niż zdrowy rozsądek i tylko dzięki niej zdołał przebyć tak wielką odległość w zaledwie kilka kilkanaście dni. Teraz jednak po solidnym posiłku poczuł jak emocje z powodu przybycia do miasta opadły i odezwało się wołające o pomstę do Gorka i Morka ciało. Doczłapawszy się się po ławki stojącej pod majestatycznym dębem usiadł z intencją tylko krótkiego odpoczynku, lecz zanim się obejrzał zapadł w głęboki sen. Obudził się dopiero następnego ranka i odczuł dobitnie niewygodną pozycję w jakiej spędził noc. Po pewnej chwili zdał sobie sprawę, że obudziło go przeszywające kości zimno wczesnego ranka, nie licząc szturchającego go strażnika. Te! Zielono skóry! Nie wolno spać w parku! Znajdź lepiej jakąś gospodę albo będę musiał cię aresztować! Zawył mu strażnik prosto do ucha. Ten tylko zarzucił swój stary i zniszczony koc, służący mu za płaszcz i wstał gotowy do walki patrząc wrogo na człowieczynę stojącego przed nim. Lecz po chwili spostrzegł, że przewyższa przeciwnika o ponad łokieć. W jednej chwili cała wrogość ulotniła się jak kamfora, burknął jedynie pod nosem coś o nie byciu godnym walki z Ghazghkullem i zniknął z oczu w porannej mgle osłupiałemu strażnikowi.
Ksawersis wypuszczony z lochów, wybiegł uśmiechnięty na główny skwer Rivangoth.
-Buhahahahaha, bandzior znowu w akcji!!! - wykrzykiwał skacząc po bruku.
Następnie udał się do pobliskiej puszczy rozkwasić kilka bestii. Robił to z tak ogromną satysfakcją, która nie towarzyszyła mu jeszcze nigdy. Po drodze minął wielu mocno wyćwiczonych wojowników. Skomentował to po swojemu:
-Sie nadrobi! Hłehłe...
_________________ Ja lubię po prostu pomagać... najczęściej szczęściu !!!
Przechodząc skwerem zauważyła swego rodzaju szaleńca.
- Rivangoth schodzi na psy... - pokręciła z dezaprobatą głową i udała się w sobie tylko znanym kierunku...
Jego wspaniały janzor nie był w dobrym stanie. W mowie wspólnej, mającej tak mało określeń na ten organ o kardynalnym znaczeniu dla każdego lacerta, jedynym słówkiem pasującym do sytuacji byłoby: fatalny.
Dla Sshiciora zawierało się w tym, że go suszyło, że go bolało, że go suszyło, że nie mógł syczeć, że jego kontakt ze światem był ograniczony, że...
Przechodząc przez park wskoczył do jednej z fontann. Pił, pił, pił i kiedy zaspokoił już pragnienie, zrobił to co najbardziej lubił robić w wodzie: zesrał się.
W tej chwilii koło fontanny przechodził Kpitan Gwardii Lotharis wraz z kilkoma gwardzistami. Idealna pora na patrol. I wtem, jego uwagę przykuł Lacert w fontannie. Kapitan nie mógł wierzyć własnym oczom.
- Ty przerośnięta jaszczurko! Do reszty straciłeś rozum?! Wynoś mi się stąd, ale już! - wrzeszczał wściekły Kapitan. - Dopiero co odnowiono fontanne po poprzednich pijackich awanturach, a tu COŚ TAKIEGO! Niech mi ktoś to natychmiast posprząta! Rozumiem, że sprzątanie po jaszczurkach nie jest łatwym zadaniem, dlatego ochotnik dostanie ode mnie 3 sztuki złota. Można za to kupić piwo w dobrej karczmie!
Słysząc przypadkiem tą jakże "kuszącą" propozycję, pojawiła na skwerze. Oj nie, nie, nie sama, za sobą ciągnęła za rękę człowieka o imieniu Arcymilian.
- Pójdziesz ze mną, podzielimy się po połowie - mruknęła do łowcy, a sama zaczęła z uśmiechem zmierzać w stronę gwardzisty.
- Właśnie! - krzyknęła pewna siebie.
- Naszej oferty nie powinno się odrzucać, ponieważ nie znajdziesz chętnych na wykonanie tej roboty - podniosła zuchwale głowę w górę.
- Ależ panienko! Miasta nie stać na sprzątanie po jakiejś niezrównoważonej jaszczurce! A zwałszcza Gwardii Lotharis! To może od innej strony. Ty dostaniesz za fatygę 3 sztuki złota, a Twój kompan jedną. - Kapitan po cichu liczył, że kobieca natura zwycięży.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum