Chciałem dłuższe, ale i tak nikt by nie czytał. W każdym razie, miłej lektury
„Wiesz? Świat składa się z nieskończonej ilości harf tak małych, że nie sposób ich dostrzec. Wraz z każdą minutą drgają wydając przepiękną gamę dźwięków. Te dźwięki tworzą wszystko. Ciebie, mamę, tatę i Pana Księżyca.”. Czyje są te słowa? Gdzie ten ktoś teraz jest? Co robi? Może haftuje małe ubranka? Nie, na pewno nie. Gotuje obiad? Prawdopodobnie. Biega po łące? Pewnie tak. Żyje? Nie wiadomo. „Dlatego w naszym języku nazwano cię astare, harfą, teth, piękną. Pamiętaj o tym, gdy zostaniesz sama.” Głos ucichł. Nie było już nic poza płaczem nocnych cykad. Drobna dłoń w opancerzonej pół- rękawicy wyciągnęła się ku niebu i pochwyciła Gwiazdę Północy. Tuląc ją do siebie przez chwilę, pociągnęła długi łuk prowadząc go poprzez Wielką Mgłę i Smoka by w końcu zatrzymać się na Księżycu. Palcem wskazującym ręka zamieszała nim jak w kubku mleka i wyjąwszy go po chwili, stworzyła z księżycowej kropli spadającą gwiazdę. Niezaspokojona swoim tworem, ruszyła ku Smokowi i ?abędziowi. Dwaj sąsiedzi diametralnie różnili się od siebie, acz nie przeszkadzało im to w byciu razem. Dłoń zatrzymała się na ptaku, po chwili dołączyła do niej druga obejmując wielkiego gada. Obie ręce zbliżyły się do siebie i przytuliły konstelacje. Przyjemne ciepło spłynęło po nich i dosięgnęło właściciela.
Wiatr się zmienił. Dął teraz od zachodu i jął unosić długie pasma włosów, które zazwyczaj były koloru kruczoczarnego. W chwili obecnej jednakże pokrywała je rdzawa czerwień nadając posiadaczce upiorny wygląd. Gdy światło Księżyca przebiwszy się przez powłokę chmur dosięgło leżącej osoby, aż nazbyt wyraźnie pokazało, że nie tylko włosy lecz także toga, dłonie, sandały oraz twarz dziecka skąpane są w czymś czerwonym. Czymś, co jeszcze chwilę temu płynęło w żywych istotach...
- Nie wezmę jej!- Zabrzmiał wysoki, męski głos.- To zakon mężczyzn! Powinnaś o tym wiedzieć głupia kobieto!
- Jestem pewna, że tak inteligentny mężczyzna jak TY zrozumie, iż mojemu rodowi zdarza się od czasu do czasu zawitać w te strony. Bynajmniej nie na przechadzki się wybieramy.- Odparł miękki, przyjemny, acz w chwili obecnej ociekający jadem, kobiecy głos.- Jeśli to rozumiesz, przyjmiesz moją córkę.
- Liancen, grozisz nam?
- Ależ skąd mój drogi. Ja tylko uprzedzam prawdopodobne fakty.
Przez chwilę w miejscu, w którym stali zaległa martwa cisza. Dziewczynka słyszała przed sobą jedynie posapywanie archimadryty Meryonga. Obok siebie wyczuwała znajomy zapach.
- Ile to pacholę ma lat?
- Czternaście słońc i sześć księżyców.
- Czy ty do końca zdu...- Mnich miał już wybuchnąć gniewem, ale na szczęście opamiętał się. Być może zbulwersowała go wiadomość, iż matka porzuca dziecko w tak młodym wieku. Z drugiej strony może nie uśmiechała mu się rola niańki.- Chcesz żeby zginęła?
Odpowiedź nie nadeszła. Dziewczynka otworzyła oczy, po czym spostrzegła, że znajoma, kobieca figura jest już oddalona o jedną czwartą li i nie odwróciwszy się do nich, macha uniesioną ręką na pożegnanie. Po pierwszym szoku jakim było rozstanie, a właściwie rozdzielenie, ze swoją siostrą bliźniaczką doszło opuszczenie przez matkę. Staruszek Meryong w opiekuńczym geście położył dłoń na czuprynie małej elfki i pogłaskał ją. W życiu Astarte nadszedł czas najważniejszego testu, który zgotował jej los.
Mimo pomocy udzielonej przez starego grzyba archimadrytę i jakże miłego brata Yah'winga, dziewczynka miała wiele problemów z aklimatyzacją. Podstawową barierą było to, że nie mogła wydobyć z siebie głosu. Nie zawsze miała przy sobie kartkę by napisać na niej to, co myśli, a nie każdy rozumiał znaki czynione przez nią dłońmi. Na dodatek była odmiennej płci, miała skośne oczy i czarne włosy zdradzające pochodzenie wybitnie meliońskie oraz... nazwisko. Wszystkie te czynniki prowadziły do eskalacji konfliktów, które kumulowały się co jakiś czas w formie słownych zaczepek i niekiedy jawnych dręczeń ze strony starszych kolegów. Mimo to, elfka zawsze była radosna, a wyraz jej twarzy cechowała życzliwość. Archimadryta oraz Yah'wing również częstokroć przychodzili jej z pomocą i rozganiali łobuzów. Pierwszy rok upłynął na ćwiczeniach fizycznych i studiowaniu ksiąg do późnej godziny.
Jako mniszka wyróżniała się na tle innych wielką zwinnością, którą częstokroć popisywała się chodząc na rękach przez wiele godzin lub wykonując wysokie kopniaki. Oczywiście zdolności te odbijały się na niej w formie coraz to brutalniejszych zaczepek- sińce często gościły na jej dłoniach, twarzy i nogach. Mimo to, nigdy słowem pisanym lub migowym nie poskarżyła się swoim patronom. By unikać oprawców, po otwarciu reguły udawała się do pracowni Yah'winga, gdzie wraz z nim ważyła różne mikstury i poznawała rozszerzoną wiedzę z zakresu zaopatrywania rannych. Mnich za pomoc odwdzięczał się kilkoma cukierkami, bądź po prostu głaskał ją po głowie. Drugim z miejsc często przez nią odwiedzanych była kuźnia, gdzie pomagała przy odlewaniu różnych trybików i elementów skomplikowanych mechanizmów. Na dwie godziny przed zamknięciem reguły, gdy kowal udawał się do głównego budynku, majstrowała różne rzeczy na podstawie uprzednio przeczytanych ksiąg.
Owocem długich prac nad kowadłem były dwie pół- rękawice ze stali. Nie posiadały palców, a część okalająca dłonie została wykonana z utwardzanej skóry. Stal pokrywała, niczym karwasze, przedramiona, kończąc się jakieś cztery centymetry przed łokciami, oraz wierzch dłoni. W prawej był zamontowany stosunkowo prosty mechanizm sprężynowo- tłokowy pozwalający, po otworzeniu klapki na górze rękawicy, na wyrzucenie z ogromną siłą średniej wielkości strumienia łatwopalnej cieczy. Atutem lewej były długie pazury wysuwane poprzez pociągnięcie za metalową zawleczkę i jej zablokowanie na końcu rękawicy. Dodatkową możliwością tej niezwykłej broni była chropowata, spodnia powierzchnia, która po zbliżeniu rąk i wzajemnym potarciu skutkowała pojawieniem się iskry. „Zaryska” ta umożliwiała w bliskim kontakcie fizycznym, zapłon uprzednio spryskanego cieczą celu. W tym samym roku elfka zaczęła nabierać coraz silniejszych cech kobiecych, co było zewnętrznym sygnałem początku jej dojrzewania płciowego. W pewnym stopniu zahamowało to bolesne aspekty znęcania się starszych mnichów nad nowoprzybyłą.
Trzeci rok pozornie nie różnił się od pozostałych. Nieustające ćwiczenia, studia i eksperymenty ze stalą oraz substancjami hartowały elfie dziecię na polach, które mnich tegoż zakonu powinien znać doskonale. Jako że każdy z rezydentów klasztoru miał indywidualne umiejętności i zainteresowania, nie było sytuacji, w której ktoś z grupy był faworyzowany. Mimo wszystko protekcjonizm w stosunku do kobiety był dostrzegalny i nie wszyscy byli z tego zadowoleni. A już zwłaszcza opieka nad kimś, kto pochodził z plemienia Shelotari.
W dniu przesilenia letniego archimadryta wraz z bratem Yah'wingiem i kilkoma innymi udał się do odległej wioski by dokonać egzorcyzmów. Był to początek kłopotów. Przez kilka dni zaczepki słowne w kierunku Astarte były udziałem nielicznych. Po czasie stały się domeną większej części mnisiej społeczności; reszta wolała się biernie przyglądać. W miarę jak kobieta ignorowała ataki braci, tym intensywniejsze się one stawały. Pewnego dnia ważąc miksturę kojącą ból dla swych współbraci, udała się do studni po wodę, której potrzebowała do dokończenia napoju. Miejsce skąd czerpano wodę było odludne i mało kto tam zaglądał. Gdy tylko wkroczyła na ten teren, otoczyło ją kilku braci. Słowa nie odnosiły skutku, więc zaczęli popychać ją w kole- od jednego do drugiego. Elfka kurczowo przyciskając wiadro z wodą do piersi miała nadzieję jakoś to przetrzymać, ale wtedy jeden z nich zrobił to, czego nie powinien czynić żaden żywy. Mianowicie krępy jegomość przeklął siostrę bliźniaczkę Astarte używając przy tym niewybrednego wulgaryzmu. Czerwień momentalnie przesłoniła oczy elfki i trudno jej samej określić, co się w tym czasie działo. Ważne jest to, że gdy doszła do siebie, stała na odległym wzgórzu. Cała się kleiła od jakiejś substancji i było jej niedobrze od ostrego zapachu unoszącego się z jej ubrań. Spojrzawszy na swoje dłonie, dostrzegła, że w jednej z drobnych, opancerzonych piąstek kurczowo zaciska kawałek jelita...
_________________ Nie jest godzien sprawowania władzy ten, kto tej władzy nadużywa- Wincenty Kadłubek
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum