Forum Lotharis

Kroniki Wojenne. - BG vs WW

Emilka - 2009-06-03, 11:51
Temat postu: BG vs WW
Posłaniec do Wojowników Wiatru długo czekał aż będzie mógł wyruszyć z glejtem i pismem do ich mistrza. Oznaczało to jedno.
Błękitna Gildia wypowiedziała dziś z pierwszymi promykami słońca i wietrznej pogodzie wojnę Wojownikom Wiatru. Wojna ta jest następstwem wielu wypadowych, o których nie czas i nie miejsce pisać.

- No to mamy wojnę - rzekła elfka w sali obradującej wraz z generałem i przybocznymi. Zbierać siły na pierwszy szturm. Ma ich wyniszczyć tak żeby nie mieli siły przetrzymać drugiego. - rzekła po czym wydała odpowiednie rozkazy swemu generałowi.

Kelk - 2009-06-03, 16:08

Kelk zbudził się z rana, przeciągnął się i wyszedł w kierunku ulubionego miejsca w osadzie - tawerny. Jego oczom ukazał się wywieszony na drzwiach skrawek papieru.
TAWERNA NIECZYNNA NA CZAS WOJNY

Dziwne - wszak nikt ich nie atakował, zwiadowcy nie donieśli o żadnych szturmach. Przebiegającego koło niego strażnika spytał o co chodzi.

- Panie Kelk! To Błękitna Gildia wypowiedziała nam wojnę!
- Czemu? I czemu nie atakują?
- Szpiedzy donieśli, że chcieli uniknąć wojny z GWN, a obecnie ich przywódcy naradzają się kto ma iść na przedzie, by nie powtórzyć sytuacji z poprzedniej wojny!

Kelk zamyślił się. Znów kolejni znacznie potężniejsi przeciwnicy, niedobrze...
- No cóż, trzeba się szykować... - mruknął do siebie i wolnym krokiem ruszył po swój topór.

Raknel Walken - 2009-06-03, 18:48

Usłyszał tamy wojenne oraz skrzypienie bramy. Rozkazy z dowództwa były jasne.

Raknel wyciągnął swój miecz i pewnym ruchem wykonał cięcie. Tej nocy spłynie znowu krew, a ziemia nią nasiąknie. W tej materii nic się nie zmienia od wieków.

- Jak ja nie lubię walczyć - powiedział elf do siebie i schował broń do pochwy - Ale cóż zrobić?

Usiadł i zaczął rozmyślać o czasach gdy był małym dzieckiem i te sprawy go nie dotyczyły.. aż do czasu.. Nagle usiadł przy nim chłop ni stąd ni zowąd.

- Panie.. Jesteś wojownikiem, dlaczego nie lubisz walczyć? - wyglądał na miłego staruszka o twardych rysach, jak większość chłopów.

- Nie powinieneś iść do schronu z reszta? - powiedział podenerwowany elf, lecz nagle zdenerwowanie mu przeszło i zaczął mówić - Czym jest wojna na ustach tych którzy mienią siebie "sprawiedliwi"? Zwykłe ludobójstwo. Grabież. - ciągnął elf swobodnie - Nie ma nic wyniosłego w wojnie ani świętego. A ten kto się jej dopuszcza nie jest niczym więcej jak grzesznikiem. Lecz ten kto się raz dopuści tego grzechu jest naznaczony piętnem. Jest mordercą. Wojownikiem tak wyniośle nazywany. Zwykły szubrawca - elf spojrzał na chłopa chłodnym wzrokiem. Nie było w nim tego co inni zwykli nazywać wolą walki. Pragnieniem krwi przeciwnika i ognia wojennego. Tęsknił za starymi czasami, lecz dobrze wiedział że jest już za późno.

- Schowaj się do schronu dobrodzieju - powiedział elf i poklepał chłopa po plecach. Wstał i odprowadził go wzrokiem.

- Nie musisz się martwić nami - powiedział smętnie elf do siebie - Kto by to nie był będzie musiał najpierw stanąć na mej drodze. - jego twarz spoważniała, a zarazem posmutniała. Rękę miał pewną, a serce spokojne. Czekał aż usłyszy pierwsze kroki i krzyki wojenne.

arikar - 2009-06-03, 19:06

Drow dostawszy w sztabie BG rozkaz wymarszu na wojnę z Wojownikami Wiatru.Popędził szybko na swoje kwatery by spakować najpotrzebniejsze klamoty których będzie na takowej wojnie potrzebował.Nie minęło wiele czasu gdy stajenni ujrzeli wynurzającego się z koszar Draksusa obładowanego dwiema wielkimi bekami i końskimi sakwami Tego mi było trzeba mruknął pod nosem drow do siebie.Przez dłuższą chwilę mocował się z beczkami nim bezpiecznie ulokował je na końskim grzbiecie, na wierzch dorzucił sakwy.Sam zaś łapiąc za uzdę począł prowadzić konia w kierunku bramy.Jak by się kto pytał to znajdziecie mnie pod bramą tych mających wiatry mruknął zdziwionym strażnikom przy bramie.
Kelk - 2009-06-03, 19:07

Kelk podszedł do Raknela i przysiadł koło niego.
- Spokojnie Meldo, dziś już nie przyjdą, ani jutro z rana - wracaj do siebie, wyśpij się - jutro wieczorem zapowiadają się ciążkie walki...

Raknel Walken - 2009-06-03, 19:19

- Nie dam rady spać gdy zapach wojny wisi w powietrzu - odpowiedział elf. Spojrzał wymownie na Kelka - Wtedy po śnie czuję się jak worek łajna, a tak przynajmniej będę gotowy
Kelk - 2009-06-03, 20:20

arikar napisał/a:
Jak by się kto pytał to znajdziecie mnie pod bramą tych mających wiatry


To powiedziawszy Draksus wyszedł za bramę, zatrzymał się i oczekiwał na resztę :)

Kelk - 2009-06-03, 21:02

No i ruszyli do szturmu :)
Raknel Walken - 2009-06-03, 21:24

Kelk napisał/a:
arikar napisał/a:
Jak by się kto pytał to znajdziecie mnie pod bramą tych mających wiatry

To powiedziawszy Draksus wyszedł za bramę, zatrzymał się i oczekiwał na resztę :)


Chyba faktycznie zatrzymał się pod swoją bramą bo jakby wyruszył o tej godzinie co posta napisał to by czekał pod bramą naszą.. ale poćwiartowany i rzucony krukom na pożarcie ;P

Kelk - 2009-06-03, 22:36

Posie - nam raczej chodziło o to, że nikt od was nie atakował, niż o samego Draksusa.
Swoją drogą miło, że w końcu na nas ruszyliście :)

kubapretki - 2009-06-04, 08:42

Ma pieńku, nieopodal Tawerny, siedział barczysty mroczniak.
Skupiony ostrzył swoją włócznie, przygotowywał ją na wizytę w kuźni....

Azareus - 2009-06-04, 21:07

Na wzgórzu pojawiła się postać. na tle słońca wyglądał jak czarny, rogaty potwór. Rak toczący świetlisty okrąg słońca. Postać zawołała:
- Exarqiuas!
Widocznie był to dowódca Błękitnej Armii. Obok niego pojawiła się druga postać.
- Zapalcie pochodnie.
Na widnokręgu nagle zaczęły pojawiać się ludzkie kształty. Tworzyły niemal półokrąg, podważający słońce. Te zaś zanikało, oddając władze nad niebem nadchodzącej nocy. Mimo zapadającego zmroku, rozpalone zostały pochodnie o niespotykanym w całym Seavranie kolorze - niebieskim. Generał przemówił ponownie.
- Kto sieje wojownikow Wiatru, ten zmierzy się z pogromcami Burzy... Zalejcie ta doline błękitnym ogniem. Pomoc Bordowego bractwa tylko spowolni ich męki.
W tej chwili słońce znikło. Na dolinę spadła Błękitna fala

arikar - 2009-06-04, 21:18

Ciemnom nocą lekko jakby spużniony ale wyraznie zalany w trupa drow dotoczył się pod bramę Wojowników Wiatru.Zastukawszy stalową pałką w bramę nie doczekał się jednak odpowiedzi.Chwilowe awroty głowy skłoniły drowa do oparcia się o bramę. ale ku jego wielkiemu żdziwieniu okazała się ona otwarta Choppp chop jest tu kto wydarł ryja.Przecież nie można tak beż zapowiedzi się komuś na chatę wbić pomyślał Draksus.Jednak jako że nikt z obrońców nie raczył się pojawić i przywitać przybysza drow wtoczył się na główny dziedziniec osady.Ale tu pusto,pewnie gdzieś zapili ryja ehh mruknął pod nosem drow i udał się na poszukiwanie składziku z alkoholem.Po dłuższej chwili wytoczył się z jednej z piwnic pchając przed sobą potężna bekę spirytusu krasnoludzkiego.Z nielichym trudem zapakował ja na niedużą dwukułkę stojącą nieopodal do której zaprzągł konia.Jednakże już przy samej bramie wpadła mu do głowy pewna myśl, rozejrzawszy się trochę drow znalazł sporawą puchę z czerwoną farbą Hymmm gdzie tu może być kwatera dowudztwa zastanawiał się przez chwilę Draksus A srał to pies mruknął drow i począł na frontowej ścianie największego budynku w osadzie bazgrolić wielgaśny napis


BY?EM ZOBACZY?EM, SK?ADZIK OPRÓŻNI?EM po dłuższym zastanowieniu drow dodał jeszcze pod spodem krótki dopisek

ILE MAM KURNA CZEKAć WRACAM DO DOMA SAMI MNIE TERAZ SZUKAJTA Z POWAŻANIEM SZABROWNIK skończywszy bazgrolić Draksus poczuł chęć by się czegoś napić.Upiwszy srogi łyk z topniejących w zastraszającym tempie zapasów zabranych z gildii przed wymarszem Draksus wolnym krokiem opuścił osadę Wojowników Wiatru człapiąc w kierunku twierdzy Błękitnych.

HumanWafer - 2009-06-05, 10:34

Powoli dopasowując swoja zbroję wyszedł zza budynku i zobaczywszy wielki czerwony napis tylko ciężko westchnął. To już nawet do kibla nie można pójść żeby ci domu nie obsmarowali...Piekielni chuligani! Niech ja tylko znajdę mój topór! To pomyślawszy ruszył na poszukiwanie topora...
Kelk - 2009-06-06, 00:09

Drugi dzień wojny dobiegał końca. Tylko Desmond stał jeszcze sterczał przed bramą i próbował nakłonić któregoś z wojowników do walki, ale dzielni zmęczeni obrońcy nie czuli się na siłach stanąć w szranki z najpotężniejszym wojownikiem Błękitnej Gildii.
Obrońcy długo wstrzymywali się z jakimikolwiek działaniami. Jeden z nich nie wytrzymał i pobiegł na pewną śmierć. Pozostali wytrzymali. Walki były długie a obrońcy często po pokonaniu pierwszego przeciwnika stawali do walki z kolejnym. Tak było i z Kelkiem, który pierwszy zauważył co się dzieje. Stojący na straży Maci de Mufas zaczął walczyć z dużo silniejszym wrogiem, a zaraz potem przez bramę wleciał krasnal. Kelk za późno zauważył, że to berserker i otrzymał dwa miażdżące ciosy, kilka sekund krasnolud już leżał na ziemi. Przywitaj się z moim małym przyjacielem. -Rzeczesz unosząc oręż do Gashan
Nie był to trudny przeciwnik - pomyślał Kelk i rozejrzał się po polu bitwy. Jego wzrok przykuł półelf, który zdawał się być najmocniejszym niewalczącym jeszcze szturmującym. Parę chwil potem Kelk dotarł do przeciwnika i rozpoczęli śmiertelny bój. Walczyli długo i zaciekle, aż w końcu półelf, wielokrotnie trafiony przez Kelka padł w końcu trupem. Azareus I wydajał swój ostatni oddech... Tak padł Azareus, najpotężniejszy wojownik, który poległ od początku wojny.

Mario Van Cool - 2009-06-06, 00:14

Przybyłem pod mury twierdzy Wojowników Wiatru.

Na przeciw mnie znajoma postać Narciwal w pełnym rynsztunku z wielką ochotą do walki i tym wojennym błyskiem w oku.
Juz nie raz nasze pojedynki turniejowe, co słabszych obserwatorów doprowadziłyby do zawału serca.
I tym razem było podobnie.
Ja i on, dwa oręża i dwoje ludzi na przeciwko siebie lada moment miało stanąć do śmiertelnego pojedynku.

Cisza trwała ułamek sekundy słuchać było trzepotanie mego błękitnego płaszcza na wietrze, który chłodził twarze wojowników.

Ruszyliśmy do ataku, to moje pierwsze ciosy dotarły do celu. Dziki okrzyk barbarzyńcy był tym, który otworzył drogę do celnego trafienia, ledwo swą broń w ręce utrzymałem.
Raz za razem, co któryś manewr mego ataku dosięgał celu.
Trafiałem często, lecz co jakiś czas w odpowiedzi mocne uderzenie dławiło mój oddech, który stawał się coraz bardziej chaotyczny i coraz mniej harmonijny. ?apałem powietrze to mocnymi to krótkimi wdechami. Okrzyki rywala coraz częściej otwierały mu drogę do celnych i silnych ciosów, a zdarzało się to coraz częściej.
Skorzystałem jednak z upadku przeciwnika by znów przejąć kontrolę nad pojedynkiem, lecz to nie trwało zbyt krótko. Kolejny okrzyk zwalił mnie z nóg, upadłem szybko zasłoniłem się tarczą, lecz ciosy były na tyle silne, iż sięgały celu.
Zacząłem krążyć wokół rywala, nie byłą to dobra taktyka jego trafienia stawały się coraz celniejsze, ale i moje często sięgały celu.
Kolejne okrzyki kolejne starcie oręża, na przemian ciosy mijające cel jak i takie, które raniły przeciwnika mniej lub bardziej znacznie.
Walka się wydłużała, ciosy były celniejsze i mocniejsze.
Koniec walki był coraz bliżej, jeden z ciosów rywala był tak silny, lecz mało finezyjny i doprowadził go do upadku, ten cios gdyby był silniejszy pewnie już w tym momencie zakończyłby walkę na korzyść rywala broniącego swej twierdzy. Jednak to moje ciosy już mało finezyjne, bo prawie słaniałem się na nogach sięgły i zadały ostateczny cios.
- Bogowie dziękuje za pomoc w zwycięstwie. – upadłem w wyniku odniesionych obrażeń na ziemię dodając – Narciwal niech bóstwa i Tobie będą przychylne.

deshong - 2009-06-06, 07:01

Szturm się rozpoczął. Sygnał do niego dali Fayl i Deshong otwierając bramy do Twierdzy Wojowników Wiatru. Niski starszy już wiekiem niziołek przepuścił przodem swych braci i czekał na pojawinie się godnego siebie przeciwnika. Spokojnie obserwując nieliczne walki oświetlał dziedziniec blaskiem Pana, by walczący w nocnej porze Błękintni bracia mogli znaleźć chowającego się przeciwnika. O świcie kolejnego dnia niemłody już palladyn rozpoczął egzorcyzmy i rytuały mające na celu wyplenienie zła czającego się w tej twierdzy. Osłananiny przez braci Gortena, Punia, Apokalisisa, Winrego i Raen'a, Deshong wiedział że ma dość czasu by przygotować to miejsce na nadejście Pana.
- To miejsce już niedługo będzie należało do Pana. Ziarno juz zasiane. Czas na następną część operacji - rzekł niziołek, po czym wyszedł nie niepokojony z Twierdzy, by o świcie przywitać promienne lico Pana

HumanWafer - 2009-06-06, 11:03

Potężny ork słysząc poruszenie na placu, pognał pod bramy. Jego oczom ukazał się przerażający widok. Potok wojowników z niebieskimi pochodniami i insygniami Błękitnej Gildii wdzierały się coraz głębiej do osady. Ghazghkull wpadł w przeraźliwy szał bojowy i rzucił się na pierwszego wroga którego zobaczył. Straszliwa to była walka, mimo walki z weteranem wyraźnie górującym doświadczeniem nad orkiem, ten raz po raz zadawał miażdżące ciosy zbijające obronę przeciwnika. Lecz Talphion nie zostawał dłużny, za każdym razem gdy zobaczył lukę w postawie zielonoskórego dotkliwie go ranił. Walka była zacięta i wyraźnie wyczerpująca dla obydwojga wojów. Broczący z dziesiątek małych lecz dotkliwych ran Ghazghkull bezskutecznie próbował trafić, uskakującego przed jego atakami, mimo dotkliwych ran szermierza. Młody ork postanowił postawić wszystko na jedną kartę, z jego piersi wyrwał się potężny okrzyk bojowy i z przerażającą siłą rzucił się na znacznie mniejszego od siebie mroczniaka, lecz ku swemu przerażeniu zorientował się, iż szermierz tylko na to czekał. Było już za późno na jakąkolwiek obronę, Talphion zebrawszy resztki sił, zwinnie uchylił się przed zwiastującym pewną śmierć ciosem Ghazghkulla i ciął go głęboko pod żebrami. W szale bojowym berserker zdołał jeszcze wykonać kilka rozpaczliwych ataków, niestety zręcznie wymijanych przez zaprawionego w bojach przeciwnikach. Po krótkiej chwili, opadł z sił i olbrzymia góra zielonych mięśni powoli zwaliła się na ziemię znacząc ziemię plamą swej krwi...
arikar - 2009-06-06, 17:09

Po kolejnym nudnym dniu spędzonym w drodze sowicie się raczący alkoholem Draksus dociera wreszcie pod mury twierdzy Wojowników Wiatru,dookoła trwały zaciekłe walki.W ten z bramy wypada na drowa współplemieniec sądząc po rynsztunku także szermierz.Draksus skłonił się nieznacznie Surdowi.Po czym zaatakował pierwszy cioś jednak nie doszedł celu,kolejny jednak szczęśliwe trafia on Surda utoczył on nieco krwi z współplemieńca.Kolejne szczęśliwe trafienie należało już do Surda któremu udało się wreszcie trafić krążącego dookoła niego drowa.Walka toczyła się ze zmiennym szczęściem jak to wtedy gdy walczą ze sobą dwaj szermierze.Jednakże to Draksus miał więcej szczęścia niż Surd i podczas gdy przeciwnik raz po raz pudłował,Draksus raz za razem trafiał co jakiś czas kopiąc boleśnie przeciwnika w kolano lub kostkę doprowadzając go do szału.Zakończenie walki przyszło szybko ciągle pudłujący Surd musiał w końcu uznać wyższość Draksusa. Drow zakończył walkę podstępnie kopiąc Surda po czym skrócił go o głowę jednym cięciem swego bułatu.

Spokojnym wystudiowanym ruchem Draksus wytarł ostrze bułatu o ubranie zabitego po czym zawiesił je na plecach JEST JESZCZE KTOŚ zawołał w kierunku obrońców twierdzy Draksus.Powtórzywszy jeszcze kilka krotnie wezwanie drow wkurzony brakiem odzewu wśród obrońców,ruszył w powrotną drogę do domu.

Raknel Walken - 2009-06-06, 17:45

Raknel ruszył co tchu na plac boju. Jego drogę zastąpił drow który w szaleńczym ataku rzucił się na elfa zaskakując go. Korzystając z tego Leizar zadał liczne ciosy, lecz elf uzmysławiając sobie swoją sytuację ruszył do kontrataku. Drow wyraźnie górował doświadczeniem nad elfem, lecz nie przewidział jednego. Wola życiowa i zawziętość wzięła górę nad doświadczeniem w boju. Celne ataki elfa w punkty witalne szybko pozbawiły drowa tchu by chwilę później polec w walce.
- Mężny byłeś - powiedział pod nosem elf i oddał hołd poległemu wojownikowi.

Biegł dalej. Nie zważał na ciężkie rany które zadał mu przeciwnik. Chwilę później zauważył orka który zmierzał w kierunku stodoły, gdzie chowali się ludzie z wioski, z pochodnią by ją podpalić.
- Stój! - ryknął elf w jego kierunku. Rzucił się na niego obcinając głownie pochodni i wykopał ją do kałuży, ogień tlił się jeszcze chwilkę lecz w końcu zgasł - Chcesz walczyć to walcz honorowo!
Tragiczny tylko się roześmiał i ruszył w olśniewającym blasku. Elf zrozumiał z kim miał do czynienia. Był to paladyn. Co za ironia.
Walka była zacięta, lecz po chwili elf zaczął odczuwać jak dotkliwe są jego rany. Jednak się nie poddawał. Walka była długa, lecz w końcu z powodu upływu krwi elf stracił czujność. Cios był wymierzony prosto w serce.
Elf padł na kolana i dziękując aniołom ognia za to że mógł ocalić kilka istnień. Umarł.

Sigmar - 2009-06-06, 22:05

Sigmar wpadl pod bramy Wojownikow Wiatru nic nie wskazywalo na ciezka przeprawe. Zywej duszy tu nie ma? - powiedzial sam do siebie. Usiadl by chwile odpoczac po podrozy wyciagnal kublak z woda i zaczal popijac. Tak beztrosko - glosno pomyslal... nie spodziewal sie jednak ataku z zaskoczenia.
Virion choc niewielki jak to Sidan starannie skradal sie do Sigmara probujac zachowac jak najwieksza cisze. Podszedl blizej i przystawil mu miecz do plecow wykonujac jednoczesnie ciecie. Sigmar lekko zdruzgotany naglym zajsciem zaczal unikac kolejnych ciec wyprowadzanych przez Sidana. Odniosl kilka powaznych ran zanim przystapil do kontrataku zszokowany sytuacja. Jednak najemnicza szkola dala o sobie znac wytrzymalosc na bol i zahartowanie w boju pozwolily szybko mu sie pozbierac. Zamaszyscie zaczal uderzac swoim orezem raz w leb raz to po nogach Viriona. Nie zwazajac na kolejne rany zadawane przez przeciwnika cisnal coraz to mocniej i pewniej. Kilka serii ciosow pod rzad powalily szermierza na kolana a Sigmar dopelniajac tego co rozpoczal zamachnal sie celujac prosto w szyje Sidana... wszyscy ktorzy znajdowali sie na polu walki zdali sie slyszec -Mamusiu!... - Virion II wypowiedziałła swoje ostatnie słowa przed śmiercią.

Sigmar spokojnie opadl na jedno kolano, wsadzil palec w najglebsza rane i posmakowal swojej krwi.. charakterystyczny byl w niej posmak metalu Teraz nikt nie powie ze mi brakuje zelaza we krwi usmiechnal sie lekko i zarzucajac swoja bron na ramie powedrowal do Gaju Motyli. Z dala mozna bylo usluszec wesole pogwizdywanie jednego z dumnych bylych Veannczykow.

Caus - 2009-06-06, 23:18

Posie długo się grzebała z odpowiednią charakteryzacją do walki. Błękitne krechy na jej policzkach, to jedna z niewielu rzeczy jakie przygotowała w zmienie swojego wizerunku na tę walkę.
Spóźniła się jednak na ogólny wymarsz i mimo, że cały czas goniła resztę Błękitnych nie widziała nawet ich śladów... Hmm no w sumie to mogła pomylić drogę - to by nawet do niej pasowało.
Dotarła do wioski Wojowników Wiatru dopiero późną nocą. Wszędzie było już głucho, w kilku miejscach coś się paliło - bitwa zakończyła się z godzinę temu. Ta cisza ja przerażała.
Wiedziała, że nie wszyscy jednak polegli, sporo wojowników musiało kryć się za mocno zniszczonymi już murami.
Coś dziwnego pulsowało w jej skroniach, 7 insynkt? Czy też może kobieca intuicja podpowiadały jej, że nie wszystko jest tak jak powinno. Ostrożnie położyła rękę na flachionie i mocniej przycisneła tarczę do swego ramienia.
Wyjmując broń odwróciła się od razu, lecz coś będące za nią zdołało uniknąć pierwszego ciosu. Spojrzała w dół i dostrzegła zapuszkowanego orka. "Hmmm, cholera co to coś w puszcze robi tutaj z toporem, który nadaje się dla berserkera?".
Szybko jednak skończyła myśleć nad tym i wyprowadziła ponad 40 celnych ciosów, rzadko chybiając celu.
Konserwa tylko dwa razy machneła toporem, przyjemnie drapiąc niziołkę po plecach.
Przeciwnik szybko upadł, a niziołka chciała zobaczyć, jaki rycerz chodzi z takim toporem. "Oż! Przecież to Mendos! A ja od zawsze myślałam, że on chciał zostać berserkerem..."
Posie zostawiła trupa i zmęchana trochę po walce, która wydawała jej się pojedynkiem szermierza z kłodą spoczeła na miejscu, z którego kilka dni temu, generał Azareus dał sygnał do ataku.

Ave

arikar - 2009-06-07, 14:21

Zmęczony walką i długą drogą ,Draksus dociera w końcu do domu.Jednak tuż przed wejściem do twierdzy zastępuje mu drogę jakiś wojownik w barwach Wojowników Wiatru sądząc po rynsztunku to rycerz w dodatku współplemieniec Draksusa.Zwą mnie Kordi szlachetny rycerz w barwach Wojowników Wiatru wyzywam cię na bój śmiertelny... rycerz nie zdążył skończyć zdania gdy Draksus zaatakował.Pierwszy celny cios naleźał do szermierza zaś rycerz co chwilę pudłował.Walka była szybka już po kilku celnych ciosach rycerz padł na kolana i znieruchomiał.Draksus zaś przetarłwszy ostrze z wrogiej krwi wolnym krokiem wszedł w obręb Błękitnej Gildii wesoło pogwizdując.
Kelk - 2009-06-07, 23:25

Błękitna Gildia okazała się za silnym przeciwnikiem. Choć Wojownicy Wiatru walczyli dzielnie, czwartego dnia wiedzieli, że tej wojny już nie wygrają. Po porannych walkach Kelk został ostatnim dowódcą Osady Wiatru na placu boju. Pokonanie głównodowodzącego atakiem kosztowało go sporo sił, wczoraj jedynie przyglądał się niezbyt pomyślnym wynikom starć. Dziś ponownie ruszył w bój.

Zaraz po wyjściu przed bramę osady trafił na Sigmara. Po walce z Virionem doszedł on już niemalże do siebie i ruszył na osłabionego Kelka. Różnica poziomów okazała się zbyt duża i Sigmarowi udało się jedynie drasnąć berserkera. Sigmar I miał przy sobie sakiewkę. W środku znajdowała się laurka: dla kochanego tatusia!.

W chwilę potem zauważył grupę czterech potężnych wojowników zbliżających się pod mury. Podeszli pod samą osadę i zaczęli naradzać się czy wywieszać już błękitną flagę na znak tryumfu czy jeszcze się wstrzymać. W końcu troje z nich zawróciło - Kelk rozpoznał w nich Posie, Gortena i Amertha. Desmond walczył chwilę wcześniej w innej części pola bitwy. Zatem ostatnim wojownikiem, który zwlekał z powrotem musiała być...
Kelk wyszedł na przeciw wojowniczce i stwierdził, że nie pomylił się - przed nim stała Fayl. W pierwszej chwili Kelk pomyślał, że nadszedł jego koniec, jednak zauważył, że wojowniczka jest w dokładnie takim samym stanie jak on sam. Walka się rozpoczęła i po kilku minutach było po wszystkim. Fayl I patrzy w dół, wszyscy tacy malutcy... -Ejże, ale czemu oni sie powiększają?...

Na dziś koniec - pomyślał Kelk, patrząc na swój mizerny stan. Następnie skierował się do tawerny z zadowoleniem stwierdzając, że dziś już Błękitni Osady Wiatru nie zdobędą.

deshong - 2009-06-08, 11:55

Deshong Wszedł o świcie na teren Twierdzy Wojowników Wiatru, żeby doglądnąć rozwoju Ziarna Blasku Pana, zasadzonego przy poprzednienj wizycie. Dziś niziołek był bez obstawy. Z cienia wypadł na niego jakisz oszalały berserkier z toporem i zaatakował z niesłychaną furią najstarszego z żyjących paladynów. Niemłody już niziołek z początku cofnoł się nieco tak by Blask Pana oświetlał jego postać. Dzięki darom swego Boga Deshong wytrzymał szalone ataki wyprowadzając nieliczne kontry. Wkrótce berserkier padł wycieńczony u stóp błogosławionego wojownika. Deshong podszedł do niego, nakrył go własnym płaszczem i rzekł swym basowym, a donośnym głosem:
- Biedna duszo, nie wiesz że nie atakuje się wysłanników Pana o świcie kiedy to Pan zsyła na nich swe największe dary? - Niziołek uklęknął nad ciałem pokonanego, chwilę pomodlił się nad jego ciałem, a tymczasem Pan okazał swą potęgę lecząc rany swego sługi...

Po dłuższej chwili paladyn wstał i głośno rzekł, a jego silny głos rozszedł po całej Twierdzy:
- Klęknijcie Wojownicy wiatru, przed miłosiernym obliczem Pana, albowiem on rozpościera opiękę nad tym miejsce. Wyrzeknijcie się zła które splugawiło Waszą twierdzę i chwalcie Pana!
Po czym Deshong zaczoł podchodzić do każdego ciała leżącego na dziedzińcu twierdzy i dał błogosławieństwo Pana kązdemu z poległych.

Kelk - 2009-06-08, 13:31

Kelk patrząc z politowaniem na mamroczącego coś pod nosem niziołka wyszedł, by skrócić jego żywot, lecz na jego drodze stanął Winry. Że też musiałem trafić na łowcę i to w dodatku nawet nie draśniętego... - pomyślał berserker i ruszył na przeciwnika. Gdyby był w pełni zdrów przeciwnik nie miałby najmniejszych szans, jednak ledwo trzymając się na nogach Kelk nie był dla niego wyzwaniem. Walka zakończyła się szybko. Godzinę później Błękitni szykowali się do ogłoszenia swego zwycięstwa.
Emilka - 2009-06-08, 15:57

- Pfff - rzekła elfka po zabiciu Hinussa - to już nawet nie mają godnego przeciwnika dla mnie tylko wysyłają jakiegoś pokraka i to w dodatku rannego pffff też mi obrona - po czym wyciągnęła swoją włócznię ze zwłok paladyna.
- Koniec wojny trzeba wysłać list do Rivangoth żeby ogłosili wszystkim że wojna zakończona - po czym wzięła kawałek papieru nabazgrała kilka zdań w pośpiechu i oddała go posłańcowi.
- Przekaż go Gwardii Lotharis - wylała lak na papier odcisnęła swój sygnet i przekazała list posłańcowi.


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuje za wojnę w pewnych momentach nawet była ona wyrównana.

Kelk - 2009-06-08, 17:17

Ledwo żywy Kelk doczłapał się do tawerny. Chwała, że dzisiejsza medycyna może niemal wskrzesić zmarłego... - pomyślał.
Usiadł przy wolnym stoliku, wyjął kartkę i zaczął kreślić kilka listów, w końcu napisał też jeden o następującej treści:

Valkirio Dinn!
Gratuluję zwycięstwa, niestety na dłuższą metę nie byliśmy dla was godnym przeciwnikiem. Nie dane nam było spotkać się na polu bitwy, czego żałuję. Życzę powodzenia Błękitnej Gildii w dalszym rozprzestrzenianiu słów Pana, także wśród wszelkich dzikich zastępów, które najbardziej potrzebują nawrócenia. Jeśli byłabyś łaskawa, to pogratuluj Defonowi wspaniałych osiągnięć w wojnie, a Sigmarowi przekaż, że można mnie spotkać z gorzałką w karczmie "Smoczy Ząb".

Z wyrazami szacunku
Kelk

PS. Wybacz, jeśli z powodu mojej osoby musiałaś osobiście dowodzić atakami.


Następnie wręczył list posłańcowi i wyjął zza płaszcza swój ulubiony bukłak.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group