|
Forum Lotharis
|
|
Kroniki Wojenne. - HSP vs GWN
Vitriol - 2009-06-02, 23:26 Temat postu: HSP vs GWN Koniec podchodów proszę państwa i gadania o tym, że każdy chciałby godnego przeciwnika mieć. "Bla-bla-bla" się skończyło. Teraz jest dwóch godnych przeciwników po dwóch stronach barykady, miejmy nadzieję, że będzie ciekawie (bo w końcu o to chodzi ). Jestem pewien, że to będzie wyrównana walka i cieszę się ta myślą... a naszym przeciwnikom - życzę opanowania i trafnych wyborów... a swoim szczęścia, bo zwykło go nam brakować .
Arnatos Malvoy - 2009-06-02, 23:39
Robiło si już późno słońce powoli chowało się za wzgórzami. Samotna postać ukryta w cieniu przysłuchiwała się przemowie. Jej obecność zdradzał tylko żar cybucha prostej wrzoścowej fajki. Postać opuściła fajkę wypuściła dym z płuc i uśmiechnęła się do siebie gdyż nikt inny nie mógł widzieć ukrytego w cieniu uśmiechu ani ostrych i śnieżno białych zębów które ten odsłonił.
"Lepiej rozpalajcie już wici bo sami długo nie ustoicie na nogach" - pomyślał odwracając się i ruszając na spotkanie rady wojennej.
Gdy odchodził dało się poznać kim był. Tylko jeden elfin w tych stronach posługiwał się Młotem bojowym rozmiarem i wagą prawie dorównującym krasnoludzkim.
Haspen - 2009-06-03, 10:02
-Będzie bardziej epicko niż przy poprzedniej Wielkiej Wojnie. Może rekord długości?
Co powiedział, to powiedział - i wybył.
Kefeon - 2009-06-03, 10:42
***Tajna informacja dla wojowników GWNu***
Oto tajny plan HSP
Mają zamiar przekopać Wam tyłki jak ogródek na wiosnę, używając przy tym wszelkich
możliwych bron (miecze, topory, młoty bojowe) i narzędzi (łyżki, wykałaczki, wiertarki
udarowe, kaczki do lewatywy), a nawet zwierząt pociągowych
(dzikie bawoły, stawiające się żubry, czy pijane krasnoludy).
***Koniec Tajnej informacji dla wojowników GWNu***
Klimat (opis poczynań postaci) znajduje się poniżej. Nie, tego powyżej nikt nie ogłasza na placu
Na niewielkie podwyższenie niepewnym krokiem wszedł dosyć wysoki, jak na przedstawiciela swojej rasy, mroczny elf. Płynnym ruchem zdjął płaszcz i odrzucił do na bok, wprost na głowę stojącego obok gnoma. W dłoni natomiast dzierżył nie broń, jak można by się spodziewać, ale... mandolinę! Elegancki instrument gryzł się nieco z lekko zakurzonym skórzanym strojem bitewnym. Drow rozejrzał się po zgromadzonych istotach niemrawym wzrokiem, jakby nie mógł określić, co tak naprawdę widzi, po czym zaczął wygrywać jakąś prostą melodię na mandolinie. Po chwili, do dosyć przyjemnych i spokojnych dźwięków doszedł wokal, również spokojny, ale nieco niewyraźny, zważywszy na stan lekkiego upojenia alkoholowego tajemniczego drowa.
A piosenka brzmiała tak...
http://www.youtube.com/watch?v=BGvd-C7bw8g
Proszę przedstawicieli GWNu o nie branie zbyt poważnie tego posta. To tak pół żartem, pół serio
Khhagrenaxx - 2009-06-03, 10:43
Issie fojna, issie fojna, issie kfafa sseś... - podśpiewywał sobie Sshicior wesoło merdając ogonem. Wiedział, że zginie, ale bynajmniej go to specjalnie nie interesowało. Wojna to polowanie, a on lubił polować. Żałował tylko, że jego starsi bracia nie doczekali tej radosnej chwili... Jak potwornie nudny musiał być świat, gdy bogowie sprzeciwiali się wojnom.
Teraz byli za wojną, byli z nim i z jego przodkami, a jeśli miał ich po swojej stronie, to kto mógł stawić mu czoła?
Sss...
Lathea - 2009-06-03, 12:43
Dlaczego wszystko co ważne musiało dziać się obok drzewa na którym uwielbiała się wylegiwać? Miało to oczywiście swoje plusy, czułym kocim uszom umykało niewiele ważnych informacji, aczkolwiek notorycznie nie mogła się wyspać... Prychnęła niezadowolona słysząc kolejne głosy.
Ale...
Zaraz...
Czy to może być prawda?
Nie mogła uwierzyć swemu szczęściu!
Z pomiędzy liści wynurzyła się głowa sidanki. Wpatrywała się w stojącego na podwyższeniu drowa czekając aż skończy zawodzić. Pełnym radości głosem zapytała:
- Czy żartujesz czy naprawdę przyjdziecie skopać nam ogródki? Nie mogę się doprosić od tygodnia, Bimber pędzi... bimber, jascurki coś liczą, reszta pije...
- A ja umieram z nudów - przejechała pazurkami po korze zostawiając niewielkie zagłębienia.
- To jak będzie - w jej oczach było tyle nadziei...
Sandra - 2009-06-03, 12:57
Siedziała w cieniu drzewa z głową skrytą pod kapturem. Jedynie zielone, błyszczące oczy można było dostrzec spod okrycia. Z niezwykle poważną miną przysłuchiwała się wszystkim rozmowom, lecz nagle usłyszała czyjś głos dochodzący z góry. Skierowała w tamtą stronę swoją głowę i ujrzała... sidankę!
- Co się nas tak namnożyło... - mruknęła pod nosem zastanawiając się czyja to sprawka.
Kefeon - 2009-06-03, 12:59
[sarkazm]
Cytat: | - Czy żartujesz czy naprawdę przyjdziecie skopać nam ogródki? |
-Ej, ćśśśś, to była poufna informacja! Tajna/poufna! Wygrzebałem ją z tajnego tematu sztabowego z forum HSP i dałem ją Wam, żebyście mieli jakiekolwiek szanse, a Ty teraz musisz o tym krzyczeć?! Trochę dyskrecji, bo jeszcze HSP dowie się, że jestem szpiegiem i nie będę mógł Wam donosić o poczynaniach wojennych HSP! Kocico, myśl trochę strategiczno-taktyczno-szpiegowo-praktycznie!
Aha, co do ogródków, to naucz się czytać (słuchać?) ze zrozumieniem
[/sarkazm]
Lathea - 2009-06-03, 13:05
Wszystkie drowy były zdrowo szurnięte, ten również nie odbiegał od normy...
Westchnęła.
- Ok, czyli przyjdziecie nam skopać ogródki, ale po cichu, tak żebyśmy się nie domyślili, którzy z Was to zrobili. Kiepski pomysł, bo wtedy podziękowania mogą dostać nie ci, którzy najbardziej na nie zasłużyli... Ale skoro taka wasza taktyka, to dobre rady zachowam dla siebie - mrugnęła.
-A może jednak koci humor jest zbyt subtelny dla innych spiczastouchych - wymruczała przewracając się na drugi bok.
mindmaster - 2009-06-03, 13:37
Haart siedział na kamieniu i ostrzył topór. Wojna... Dopiero co wczoraj zwrócił Aksalowi stanowisko mistrza, a już trwała nowa wojna... Nie zazdrościł futrzakowi papierkowej roboty z tym związanej. Urwanie głowy jakim było stanowisko mistrza w gildii bynajmniej mu nie odpowiadało. Mógł się zajmować walką, a nawet taktyką wojenną i atakami na wojnie, ale robota związana z zarządzaniem tworem jakim była gildia zdecydowanie mogło nawet najspokojniejszego berserkera doprowadzić do furii (nie żeby to było jakoś specjalnie trudne...). Dwuręczny topór błyszczał w słońcu. Pierwszy atak będzie jeszcze długo dochodził, a i to mało prawdopodobne by posłali berserkera na ta obronę... Ataki też jeszcze były nieustalone. Niestety wyglądało na to, że w tej wojnie szybko nie zawalczy. Nie było szans by dał radę jeszcze dziś dojść pod mury przeciwnika. Ale jemu strasznie się nudziło... Nie był w stanie wysiedzieć długo bez akcji. Ciekaw był czy jednym cięciem byłby w stanie odrąbać gałąź na której leżała Lathea... Wprawdzie nie spieszno mu było do leczenia zadrapań po kocich pazurach, ale przynajmniej miałby jakąś rozrywkę. Podszedł do drzewa i w zadumie zaczął przyglądać się gałęzi, oceniając jej grubość i wytrzymałość.
Lathea - 2009-06-04, 00:15
Kotka czuła na plecach badawczy wzrok mrocznego berserkera. Przypomniała sobie ostatni incydent pod bramą gildii i parsknęła śmiechem. Kątem oka ułowiła dziwny błysk tuż za głową Haarta.
Odwróciła się natychmiast gotowa do skoku.
mindmaster - 2009-06-04, 00:18
Haart mimo kłucia w plecach wziął potężny zamach, po czym jednym silnym uderzeniem odrąbał gałąź od drzewa. Zastanawiał się czy kotka znów spadnie na cztery łapy... W tym momencie jego uwagę przykuło coś innego. Jego świeżo odczyszczony, błyszczący topór był splamiony krwią, mimo że był pewien, że Lathei nie zranił, a drzewa przecież nie krwawią... Kłucie w plecach przeszkadzało mu w myśleniu. Chciał się podrapać, lecz ku swojemu olbrzymiemu zdziwieniu wyjął ze swoich pleców małą szpadę. Był pewien, że jeszcze przed chwilą jej tam nie było. Odwrócił się w tył gdzie ujrzał ciało szermierki w barwach HSP. A więc zaczęli już wojnę... Mogła powiedzieć, że chce walczyć, a nie zachodzić go od tyłu jak brał zamach toporem. No cóż może będzie jeszcze jakiś lepszy przeciwnik. Odwrócił się znów w stronę drzewa...
Lathea - 2009-06-04, 00:28
Świst opadającego topora paradoksalnie poprawił jej humor. Jeszcze szerzej uśmiechnęła się widząc niefart ludzkiej kobiety, która praktycznie sama odrąbała sobie głowę.
Odbiła się od opadającej gałęzi i wylądowała miękko obok towarzysza.
Chwyciła mocniej rękojeść własnego oręża i skierowała spojrzenie na powierzchowne rany kumpla.
- Zdrowy - poklepała go delikatnie po ramieniu.
- Mam nadzieję, że to nie był jedyny ogrodnik jakiego mają - prychnęła z rozbawieniem.
- A śmiałeś się jak mówiłam, że nie zwracasz uwagi na kobiety - w żółtozielonych oczach rozbłysła złośliwa radość...
mindmaster - 2009-06-04, 07:12
- Ależ kotku, na Ciebie zawsze zwracam uwagę - Haart uśmiechnął się przekornie - Co do niej to każdy przecież chyba wie, że zbliżanie się do berserkera który macha swoim toporem należy do sportów raczej ekstremalnych. A co do topora - skrzywił się gdy spojrzał na swoje narzędzie pracy - to znów będę musiał wziąć wolne aby go odczyścić... - odwrócił się i spróbował jeszcze coś powiedzieć, ale ze strony sidanki zobaczył tylko błysk płonącego miecza po czym stracił przytomność.
Vitriol - 2009-06-04, 08:53
Zmierzchało. Ragdash zeskoczył ze swojego warga i podszedł do zwłok ułożonych pod palisadą. Obejrzał je z pewnym niesmakiem. Na razie dwóch. Krasnolud i jaszczur.
Ten pierwszy... hmm... słabo kojarzę. Zresztą to kraś, oni wszyscy tak samo wyglądają. Ten drugi... no proszę... troszkę większa rybka w sieci.
Odwrócił się w kierunku kilku żołnierzy Hordy, zgromadzonych pod bramą.
- I tak to ma wyglądać. Oby każdy z nas przyniósł z tej wyprawy głowę wroga... na pamiątkę. No ale dość smucenia. Oddział wymarsz!
Blackwind - 2009-06-04, 19:48
Leżał pod palisadą wrogiej osady... Martwy...
Okrutni bogowie wojny nie dali mu dziś pokonać przeciwnika, przyznając laur zwyciestwa rywalowi. Cóż począć, skoro taki już los wojownika. Ktoś ginie, by żyć mógł ktoś... A miało być tak pięknie...
Dwaj walczący rozpoczęli taniec śmierci na ubitej ziemi przed gildyjnymi murami. Nie bacząc na późną porę, licznie zgromadzony tłum gapiów okrzykami zagrzewał do walki obu wojów. Bukmacherzy szybko wczuli się w sytuację, wprawnym okiem oceniając poziom i umiejętności obu przeciwników. Pienądze przechodziły z ręki do ręki. Zakłady szły jak 3 do 10 na korzyść każdego z walczących, natomiast 4 na 10, po uważnych obserwacjach pierwszych zadanych sobie nawzajem przez wojów ciosów, szło w zaparte, że nie inaczej, jak pewnikiem pozabijają się nawzajem i trzeba będzie ogłosić remis...
Może to wina panujących ciemności, może to ślepy los, może wrodzony pech obu wojów, a może - jak twierdzą niektórzy - osobista ingerencja sił wyższych, lecz fakt faktem, że obaj rywale dość często przegapiali nadarzające się okazje do zadania kolejnego celego ciosu, solidarnie prezentując poziom wyraźnie poniżej swoich możliwości, na co oberwująca zmagania zdecydowanie stronnicza publiczność reagowała albo gwizdami dezaprobaty, gdy szansę przegapiał broniący honoru szermierz lub okrzykami radości, gdy to samo przytrafiało się atakującemu najemnikowi. Sprawiedliwości trzeba przyznać, że więcej miała powodów, by krzyczeć z radości, niż gwizdać...
Aż w końcu nadeszła chwila prawdy. Ostateczny cios dobił słaniającego się już na nogach jaszczura. Walczył dzielnie. Najlepiej jak umiał. Lecz to nie wystarczyło. To wszystko. Zrobił ile mógł, lecz to nie wystarczyło...
Tak poległa pierwsza ofiara w tej wojnie... Lecz na pewno nie ostatnia...
Lathea - 2009-06-04, 21:03
Nachyliła się nad leżącym berserkerem.
- Ej, ja tylko żartowałam, wstawaj - zdjęła pancerną rękawicę i poklepała mroczniaka po policzku, pamiętając by wcześniej schować pazury.
- Nooo, już, zaraz tu będziemy mieli niezłą jatkę, na pewno nie chcesz tego przegapić - w szarzejącym świetle dnia widziała nadciągającą w oddali grupkę. Na nieszczęście byli na tyle daleko, że nie była w stanie rozpoznać twarzy, choć ich lekkie ruchy zdradzały, że to nie pancerni.
Zapowiadał się ciekawy wieczór...
mindmaster - 2009-06-04, 21:20
Haarta obudziło łaskotanie w policzek... Coś jakby futro... Nawet było to przyjemne uczucie. Do jego uszu dobiegł melodyjny głos. Taka pobudka coraz bardziej zaczynała mu się podobać, pomimo niewielkiego bólu głowy. Jego nie do końca funkcjonujący jeszcze umysł zdołał wyłonić z potoku słów słowo "jatka". Błyskawicznie zareagowały instynkty nabyte w wielu walkach i w momencie cała uwaga jeszcze przed chwilą nieprzytomnego berserkera skupiona była na otoczeniu. Ciągle trochę otumaniony zaczął zwracać uwagę na to co działo się wokół niego. Pierwszą rzeczą jaką zauważył była klepiąca go po policzku łapka. Na której przedłużeniu znajdowała się postać sidanki, której błyszczące żółtozielone oczy przypominały mu kamienie szlachetne mieniące się własnym wewnętrznym blaskiem. Nieopodal leżała odcięta gałąź, a po przeciwnej stronie ciało kobiety. Jego uszy wychwyciły odgłos zbliżającej się grupy wojowników. Nie byli bezpośrednim zagrożeniem. Czuł dalej łapkę na swoim policzku. Postanowił jeszcze trochę poleżeć. Nie widział sensu kończyć miłej pobudki z powodu problemów które ledwo wchodziły w zasięg wzroku, a łaskotanie po policzku było jak najbardziej przyjemne...
Lathea - 2009-06-04, 22:01
Wzruszyła ramionami...
Skoro tak.
To rzeczywiście warto przed walką wypocząć.
Uwaliła się przy mroczniaku, sprawdzając jeszcze tylko czy topór gładko wysuwa się z obejmy.
Może to ostatni raz tak leży, beztrosko machając ogonem.
A może nie.
- Nie czas teraz na smętne myśli - uśmiechnęła się rozluźniając na chwilę napięte mięśnie.
mindmaster - 2009-06-05, 10:09
Sidanka i drow leżeli ciesząc się chwilą i odpoczywając. Wszystko było pięknie. Słoneczko świeciło, ptaszki ćwierkały, w gildii panowała wojna, a wojska przeciwnika zbliżały się na bitwę. Czego więcej od życia mógłby chcieć wojownik?
Haart odwrócił się w stronę Lathei. Zawsze wiedział, że koty lubią wylegiwać się w słońcu, ale widząc nagrzewającą się rycerską zbroję nie mógł nie podziwiać wytrzymałości towarzyszki. Już w jego ćwiekowanej zbroi było mu ciepło. Trudno mu było wyobrazić sobie bycie zapuszkowanym w metalowe płyty w dodatku jeszcze z futrem na ciele...
- Nie za ciepło Ci? - zwrócił się do sidanki.
Lathea - 2009-06-05, 11:27
Przeciągnęła się.
- Za ciepło? Niee - mruknęła z rozbawieniem - Futro mnie ratuje, gdyby nie ono już dawno kąpałabym się we własnym pocie. Rycerze zazwyczaj śmierdzą, ale na szczęście kotków to nie dotyczy - prychnęła podnosząc głowę.
- Pieśni? Tutaj? Czy to możliwe, by nasi szaleni mnisi wybrali się na pielgrzymkę w te okolice - szturchnęła Haarta.
- Ciężko może być - wskazała na oddziałek przeciwnika, który właśnie zauważył łatwy łup.
- Skoczę im pomóc, a ty sobie odpocznij - zawołała biegnąc już w stronę napastników.
Kątem oka dostrzegła jeszcze zbliżającego się Amara, który uważnie przyglądał się stojącemu nieopodal mroczniakowi...
mindmaster - 2009-06-05, 11:52
Eh... i znowu miłe towarzystwo zniknęło... Usiadł na ziemi i zaczął czyścić swój topór, uważnie śledząc przebieg wypadków. Powalczyłby z kimś, ale nie miał ochoty brać udziału w przepychankach. HSP wiedziało co robi posyłając takie małe grupki. Za mało, aby wszyscy mogli sobie z nimi powalczyć... Jak tak dalej będą się kłócić kto ma którego przeciwnika wziąć to nikogo nie wystawią na obronę... pomyślał. Miał nadzieję, że Lathea wygra swoją walkę. Patrzył jak stanęła w pierwszym szeregu. Głupio by było stracić tak dobrego rycerza zaraz na początku wojny. Jeśli ktoś by ją zabił miałby zarezerwowane spotkanie z jego toporem. I postarałby się aby to spotkanie było jak najbardziej bolesne...
Lathea - 2009-06-05, 12:42
Nie zdążyła.
Biegła tak szybko jak tylko mogła, ale i tak kiedy przybyła na miejsce dwójka mnichów wiodła nierówny bój. Jednak nie było się czemu dziwić - choćby niewielki wzrost gnomów i ich niezbyt rozwinięta muskulatura stawiały ich na przegranej pozycji w walce z krasnoludem czy elfem. Trzeci natomiast radził sobie zadziwiająco dobrze - jaszczur, który go atakował miał problemy by przebić się przez mocny pancerz...
Szybkie spojrzenie do tyłu upewniło ja, ze Amar zajął walką Kefeona.
Pozostał już tylko jeden.
Spóźniony nieco w stosunku do reszty towarzyszy, stanął do walki jakby nie do końca z nimi. W końcu to paladyn, święty rycerz, nie dla niego walka w tłumie...
Ustawiła się na pozycji, doskonale wiedziała, że to ona musi atakować, inaczej dar regeneracji życia jaki niewątpliwie posiadał może zadecydować o zwycięstwie. W jej interesie leżało jak najszybsze zakończenie tej walki.
Rozpoczęła taniec śmierci, płonącym orężem znacząc krwawe ślady. Zbroja przeciwnika nie stanowiła najmniejszego problemu dla morderczego topora, jednak żywotność mroczniaka wzbudziła jej szacunek.
Walka trwała dłuuugo, oboje zaczęli się przewracać ze zmęczenia.
I nagle stało się coś dziwnego, jakby dwie rzeczywistości nałożyły się na siebie. Miała przed oczami swoją postać, ledwo żywą, leżącą na skrwawionym gruncie, z gasnącymi oczami i pyszczkiem wykrzywionym w triumfalnym grymasie. Otrząsnęła się z majaków i rozejrzała dookoła.
Walka była skończona, lecz o dziwo była w dużo lepszej kondycji niż jej się zdawało.
Podeszła do przeciwnika i zamknęła mu oczy.
To był udany pojedynek...
Nie, to był tylko sen na jawie...
Może wizja tego, co dopiero nadejdzie.
mindmaster - 2009-06-05, 17:32
Haart przyglądał się walce. W pewnej chwili wydawało mu się że ogląda kilka razy to samo. Walka wydawała się mieć kilka zakończeń. Zastanawiał się czy to nie efekt uderzenia w głowę, ale nieraz już mocniej oberwał i majaków nie miał. Po chwili zobaczył błysk i Amar z Latheą stali nietknięci na polu bitwy podczas gdy ich przeciwnicy zniknęli. Czarci pies. Ani chybi magia. Znów jakiś szatański pomiot zdecydował się zakrzywiać rzeczywistość. Kto wie co jeszcze zostało zmienione... Przeklęci magowie. Podniósł się z ziemi i podszedł do Lathei.
- Wszystko w porządku? Jesteś cała? Dobrze się czujesz? - zapytał przyglądając się uważnie sidance, starając się dostrzec, czy aby jest to wciąż jego przyjaciółka, a nie jakaś potwora w jej ciele. Z magią nigdy nic nie było wiadomo...
Lathea - 2009-06-05, 17:51
Była wściekła.
Nastroszone wąsy, cichy warkot wydobywający się z głębi gardła i pazury wbijające się w drzewce topora powinny być wystarczającym ostrzeżeniem, by trzymać się z daleka.
Spojrzała gniewnie na mroczniaka, odsłoniła kły.
- Nie wiem co się tu dzieje, ale nie zwykłam puszczać płazem takich sytuacji! Nawet gdy śmierć sama czy bogowie, o ile istnieją, przychodzą zabrać mi zwycięstwo. On umrze i ja to wiem.
Odwróciła się na pięcie i poszła zobaczyć co z jedynym ocalałym gnomem, wrogie niedobitki zdążyły się już bowiem ulotnić w pośpiechu.
Ogon sidanki uderzał z głuchym trzaskiem o jej pokryte blachami boki.
Vitriol - 2009-06-05, 18:11
Dostrzegł go już z daleka. Pojedynczy punkt na grani wspinającej się w kierunku górskiej siedziby Hordy. Pojedynczy? Jednak zwiadowcy się nie mylili.
"Narwaniec jakiś?"
Jednym ruchem wyjął zza pazuchy niewielką fiolkę. Otworzył ją... ostro zapachniało egzotycznymi ziołami i zjełczałym tłuszczem. Ragdash wypił zawartość jednym haustem.
Nie był jedynym który zauważył wroga. Od razu zrobiło się zamieszanie. Któryś z żołnierzy pytał o coś
- ...gotować możnaby balistę i dziada trach... z daleka znaczy...
Nie słuchał tego. Powoli zszedł w kierunku bramy, wartownikowi dając znak, żeby ją otworzył. Czuł już lekkie mrowienie na skórze, znak, że narkotyk zaczynał działać. Rzeczywistość zaczynała zwalniać. Wyszedł na pole przed bramą, chwilę później usłyszał nienaturalnie niski huk zamykanych wrót. Czekał, na zmianę napinając i rozluźniając mięśnie. Ostatni raz spojrzał na palisadę. Większość żołnierzy Hordy będzie oglądać spektakl.
"Nie można pozwolić sobie na śmierć..." przemknęło mu w głowie "...trzeba dbać o morale."
Wreszcie pojawił się u końca hali. Stąd widał było go już bardzo wyraźnie. Krasnolud. Wielki młot nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Ragdash zaklął parszywie. Nie będzie jednak tak łatwo... ruszył w kierunku wroga, zdejmując z pleców topór. Uwielbiał te chwile. Dotyk drzewców broni był w tym stanie nadzwyczaj przyjemny...
Stanęli naprzeciwko siebie w odległości jakichś trzydziestu kroków. Ragdash słyszał zgrzytanie zębów przeciwnika. Czuł jego gniew. Czy spodziewał się trafić na Wodza Hordy? Pewnie nie. Teraz zapewne dostrzegł szansę jaka przed nim stanęła - na samym początku ubić wrogiego dowódcę. Nie będzie łatwo, oj nie... ale to nieważne... nie można dać się marnować eliksirowi z Tur Nemor.
Ruszył na przeciwnika niemal bezgłośnie, od razu wywijając toporem młyńca, którego skończył krótkim uderzeniem od dołu. Usłyszał stęk przeciwnika, niemal jednocześnie czując jego młot na swoim barku. Krótkie pchnięcie w wykonaniu krasnoluda odrzuciło go nieco, jednocześnie powodując iż narkotyk uderzył do tętnic z pełną mocą. Widział tylko kontur i ruch... kolory wyblakły. Ork rzucił się do ataku niespodziewanie przechodząc do skoku bezpośrednio z lekkiego przykucu. Topór zafurczał w powietrzu...
Trzy minuty później było po wszystkim. Narkotyk przestał działać momentalnie uwalniając ból. Ragdash syknął. Żył. A przeciwnik nie. I tyle dobrych wiadomości. Z walki zapamiętał głównie to, że nie chybił ani razu. Wszystkie ciosy dotarły do celu. Ciało krasnoludzkiego barbarzyńcy było zmasakrowane, ale stan orka nie przedstawiał się dużo lepiej... nie licząc tego, że jeszcze oddychał. Czuł kilka złamań - zmiażdżona lewa dłoń, przetrącony bark, coś z miednicą chyba też... a pewnie wyjdzie tego więcej. Będą go musieli poskładać, zanim znów stanie do walki. Ale w tym momencie musiał wrócić w obręb palisady o własnych siłach. Trzeba dokończyć przedstawienie... morale to podstawa. Ork odwrócił się i niemal niezachwianym krokiem ruszył w stronę bramy...
Niebieskooki - 2009-06-10, 06:53
Po spóźnionym starcie grupy uderzeniowej człowiek sam musiał sztormować Zamek GWN-u. Długo szukał śladu swoich kompanów ale po drodze znajdował tylko rozdziewiczone dziewice oraz bukłaki po napitkach mistrza Bimbra, po długiej drodze znalazł się u bram GWN-u.
To co tam zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Leżało tam pełno trupów. Ruszył w stronę miasta, niestety na jego drodze stanął krasnolud. - To będzie jadka- pomyślał po czym z okrzykiem bojowym rzucił się na Krasnoluda, Pierwsza wymiana ciosów i naramienniki popękały. - Oho! Barbarzyńca! - pojedynek 2 barbarzyńców był dość krótki. Po 20 zadanych ciosach Krasnolud mimo swojej ogromnej wytrzymałości padł na twarzą w piach. Zadając 3 ostatnie ciosy człowiek darł się nie miłosiernie. To chyba spowodowało strach u przeciwnika, Po krótkiej lecz dotkliwej walce, człowiek postanowił zawrócić do siedziby hordy, jego rany były zbyt poważne by walczyć dalej
Vitriol - 2009-06-10, 16:07
Ragdash wstał znad ciepłych jeszcze zwłok Niebieskookiego. Ten, który go powalił, już gdzieś zniknął. Ork nie miał powodów do narzekań. Ostatni szturm zakończył się sukcesem. Wódz Hordy w syślach przeliczył trupy po obu stronach. "Jest nieźle" - pomyślał.
Z drugiej strony zdarzały się takie przypadki jak wyczyn Niebieskookiego. Żeby jeszcze można to było pod heroizm podciągnąć... lecz nie, to był objaw zwykłej głupoty. No, ale w końcu barbarzyńca zapłacił za nią słono. Dobry przykład dla innych, którzy chcieliby się wyrywać... choć Ragdash liczył na to, że po wyczynie Omerii jego ludzie będą choć nieco uważać. Szkoda tylko, że ten rycerz umknął... ale cóż, dostanie się go przy następnej okazji. Kolejna grupa powinna dotrzeć do Nimith już niedługo...
Kelk - 2009-06-10, 23:51
Słuchając dwóch dzisiejszych opowieści Kelk podrapał się po głowie...
Ciekaw jestem czy ten Niebieskooki w końcu zwyciężył czy padł - pomyślał dumając
Niebieskooki - 2009-06-11, 08:58
*Za plecami Kelka odzywa się głos* - Wpierw podczas szturmu trafił na Krasnoluda Barbarzyńce i go rozgromił , natomiast potem z niewiadomych przyczyn rzucił sie do obrony przeciwko Człowiekowi Rycerzowi, wtedy też podczas 2 walki poległ... -
Jarred - 2009-06-11, 18:17
Półelf stał oparty o drzewo. Myślał. No, w końcu mnie wysłali. Oby tylko było ciekawie...
Jego rozmyślania przerwał widok postaci na horyzoncie. Z każdym krokiem nieznajomego rozróżniał coraz więcej szczegółów.
Ciche, niemal bezgłośne kroki... Wysoki... Szczupły... Elf. Albo Mroczny Elf. Szkoda... Liczyłem na orka.
Zaczął rozgrzewać nadgarstki i kostki u stóp.
Zwinny, nawet jak na elfa. Gracja w ruchach, skórzana zbroja, lekkie uzbrojenie... Szermierz?
Zaprzestał przygotowań do walki, przetarł oczy, popatrzył jeszcze raz na przeciwnika i roześmiał się w głos.
To nawet nie będzie ciekawe... To będzie po prostu nudne.
W pięć minut później było już po wszystkim. Mordon leżał pod drzewem.
Szkoda... Dobry przeciwnik. Jak na elfa... Uśmiechnął się paskudnie. Było nawet trudniej, niż się spodziewałem.
- Wracaj do domu i przekaż Ragdashowi moje pozdrowienia. - To rzekłszy odwrócił się na pięcie i odszedł.
Vitriol - 2009-06-12, 17:39
Szli w szóstkę. Teraz właściwie już w piątkę. Elasharr oddzielił się jakiś czas temu od grupy. Poszedł broić, jak zwykle. Kiedy się zbliżali, polecił swoim żołnierzom zboczyć z drogi i rozsypać się w tyralierę.
Oddział Niezależnych spotkali jeszcze przed dotarciem do samej twierdzy. Natknęli się na nich trochę przez przypadek, choć tamci wyraźnie szukali akurat tej grupy szturmowej. Grunt, że wpadli na siebie dość niespodziewanie, w środku lasu. Praktycznie uniemożliwiło to jakikolwiek rozsądny dobór przeciwników.Ragdash i idący w środku szyku, jakoś nie trafił bezpośrednio na nikogo. Po swojej lewej dostrzegł Vivian, z dzikim uśmiechem rzucającą się na jakiegoś orka. Dziwnie to wyglądało. Ork po wrogiej stronie. No ale tu, w Lotharis, zdążył się do tego przyzwyczaić.
Po prawej, między drzewami zauważył niewątpliwie smukłą, choć zdecydowanie zakuta sylwetkę, którą rozpoznałbez trudu. Tańcząca z Waranami... nie wielu było żołnierzy Hordy, którzy chcieliby na nią trafić... Ork przełknął ślinę i już miał ruszać w kierunku przeciwniczki, kiedy z pobliskich krzaków wyskoczyła niewielka sylwetka, która z dzikim skowytem rzuciła się w kierunku sidanki. Renzo... cóż, tak to już z berserkerami jest, ale Ragdash nie miał złudzeń - życzył jedynie gnomowi szybkiej i miarę bezbolesnej śmierci.
W tym momencie wreszcie dostrzegł przeciwnika, któregu wybrał mu los. Stał kawałek dalej, na skraju polany i podobnie jak on oglądał spektakl rozgrywający się naokoło, tym swoim zimnym lacerckim spojrzeniem. Ragdash uśmiechnął się, gdyż przeciwnika rozpoznał w pierwszej sekundzie. Nie raz wyzywał go już na turnieju i jak do tej pory zawsze z niezłym efektem. Jednak walka na wojnie, to nie to samo. Tak czy tak, trzeba się mieć na baczności...
A jednak poszło lekko. Ciało zdekapitowane ciało lacerta spoczywało u jego stóp. Rozejrzał się za swoimi. Vivian skinęła mu z pewnej odległości... nie wyglądało no to, żeby się specjalnie napociła przy tej walce. Spomiędzy zarośli wyszedł Velian. Paladyn był nieco gorszej formie, ale żył. Rezno nawet nie szukał wzrokiem. Kefeon także gdzieś przepadł. W trójkę wyszli na skraj leśnej gęstwiny. Z daleka zoczył Elasharra... nie widział z takiej odległości jego twarzy, ale sprężysty krok świadczył, iż drow był z siebie zadowolony. Kilkadziesiąt kroków dalej, na skraju lasu, pojawiły się jeszcze dwie sylwetki. Barwy nie pozostawiały wątpliwości - Niezależni. Na pewno Tańcząca i jakiś mroczniak, którego też już powinien kojarzyć. Gestem powstrzymał swoich, którzy już chcieli rzucać się na wroga.
- Spokój. Nie teraz. Na razie odwrót... ale jeszcze po nich wrócimy.
Z GWNczykami wymienili tylko spojrzenia. Ragdash odwrócił się na pięcie i ruszył wgłąb lasu...
Lathea - 2009-06-15, 17:46
Długo się leczyła po najemniku, który stanął na jej drodze.
Nie raz, gdy krążyła po murach obserwując jak jej kompani toczyli walki, chciała zeskoczyć i rzucić się im na pomoc. Zamiast tego bezsilnie przygryzała wąsy tłukąc opancerzoną łapą w ciężkie blachy zbroi. Dni dłużyły się niemiłosiernie...
Potem był nocny szturm i berserker, który tylko pobudził jej żądzę krwi. Zabijając go spełniła swoje przyrzeczenie, pomściła jednego z towarzyszy. Lecz to wciąż za mało... Miała swój cel i wiedziała, że go osiągnie.
Kolejny szturm i kolejna walka. Zaklęła głośno widząc następnego najemnika.
- To jakieś fatum - wymruczała wyciągając topór. Walka nie trwała długo, lecz małego gnoma cholernie ciężko było trafić. Szczęście że był młody i niedoświadczony, choć i tak po walce czuła się osłabiona.
Ciągle jednak nadchodzili nowi przeciwnicy, falami, które nieśpiesznie przebijały się coraz dalej, wygryzając coraz większe wyrwy w murze obrońców.
Nie czas był na odpoczynek, zwłaszcza że przeczuwała niedługi koniec wojny, a chciała jeszcze przedtem spełnić swoje marzenia.
Wspomniała krótką rozmowę z Haartem, kiedy szykowali się do ostatniej, w ich mniemaniu, walki.
- No to co? Po jednym? - zażartowała wskazując ciemne kształty żołnierzy Hordy skradających się pod murami.
- Którego chcesz - zapytał mroczniak próbując przeniknąć wzrokiem nocne ciemności.
Zawahała się tylko przez chwilę. Omiotła wzrokiem czekającego Elasharra.
- Nie, dziś nie twoja kolej, wybacz - mruknęła przenosząc spojrzenie na wysoką, masywną sylwetkę, której od dawna wypatrywała niemal z utęsknieniem...
- Powodzenia - rzuciła jeszcze berserkerowi idąc niespiesznym krokiem w stronę upatrzonego celu.
Była zmęczona, na wpół żywa, ale wiedziała, że tej walki nie może przegrać...
Vitriol - 2009-06-15, 18:23
Hehe, Los stał po Twojej stronie Lathi, niemniej cieszę się. Jesteś jedną z niewielu w GWNie, z których ręki zginąć, to nie był dla mnie wstyd .
P.S. Ze mnie nie żaden berserker! Ino łowca (chociaż z bliska może nie wyglądam ).
Lathea - 2009-06-15, 18:26
Vit, to o bersie było do Haarta Wiem żeś Ty łofca.
Ale cieszyłam się w nocy jak grzeczne dziecko na Gwiazdkę^^
Azareus - 2009-06-15, 19:16
Ciekawe czy ich protoplasta też
Atresia - 2009-06-16, 18:48
Merna niepewnie stąpała przed siebie po raz kolejny zjawiwszy się na ziemiach należących do Gildii. Nie lubiła tego miejsca... Wiedziała, że nie należy do najpotężniejszych. Jej wiara we własne możliwości spadła jeszcze bardziej, gdy rozeszła się wieść o porażce Wodza. Wierzyła w niego, był czymś w rodzaju mentora. A teraz...
Rozejrzała się wokół, na innych biegnących wokół niej wojowników. Wzruszyła ramionami i wyciągnęła swój oburęczny topór. Pobiegła za resztą.
- Szermierz, potem nikt... To na razie nie była prawdziwa wojna... Może znów mi się poszczęści? - zastanawiała się po cichu.
Kątem oka dostrzegła, że wojownicy zaczynają się rozbiegać i plądrować, co się tylko da. Weszła do gmachu i wybrała korytarz po lewej, usłyszała za sobą jakieś kroki, ale nie przejęła się.
Kroki ustały. Złapała za złoconą figurkę, którą znalazła po drodze.
- Puśśśśśssssssssć - ktoś za nią syknął.
Dreszcz przeszedł orczycę. Odwróciła się.
"O nie..." - pomyślała. "Więc... Więc to ma być koniec. Niech tak będzie." I rzuciła się na przeciwnika.
Pierwsze ciosy lacerta nie zaskoczyły jej. Był naprawdę słaby. Być może miał za ciężką tarczę, ale jego ciosy nie wywarły na niej żadnego wrażenia. Był, co prawda, ranny przed walką, co było dosyć dobrze widać, ale także znacznie bardziej doświadczony. Merna nie dawała samej sobie żadnych szans.
Trafiała przeciwnika raz za razem, mniej więcej z taką samą częstotliwością jak on ją. Jednak znacznie mocniej.
Po jakimś czasie zszokowana uświadomiła sobie, że rany na przeciwnika z jakąś dziwną cyklicznością goją się. Nie wierzyła własnym oczom.
Była już zmęczona.
Zbyt zmęczona walką. Ciągnęła się zbyt długo. Czuła, że jej koniec się zbliża.
Skupiła się. Postanowiła w ostatecznym akcie desperacji rzucić się z furią na przeciwnika. Zamknęła oczy i w tej jednej chwili pragnęła przywitać Wodza po "tamtej stronie".
- ZA HOOOOOORDę! - wrzasnęła, a jej okrzyk rozszedł się echem po korytarzach.
Jedno uderzenie topora.
Tylko jedno, tyle wystarczyło, by to był już koniec. Jedno po tylu uciążliwych minutach.
Merna padła wyczerpana pewna, że już nie powstanie.
To był koniec. Ale nie dla niej.
Leżała na wpół przytomna, oddychając coraz słabiej. Fala gorąca, która przed chwilą przeszywała całe jej ciało, powoli przechodziła. Odwróciła twarz w stronę lacerta i mimo ogromnego zmęczenia uśmiechnęła się do niego i do bliskiego zwycięstwa, które wkraczało dumnie z orczą twarzą coraz głębiej w niezależne dotąd ziemie.
Elasharr - 2009-06-17, 00:11
Drobna wojenka oczyma drowa:
Elasharr był bardzo zadowolony z siebie i z całego przebiegu wojny. Gdy wybuchała odczuwał trochę niepokoju. Wszak dopiero co dostał ważną funkcję w gildii, a już przyszło mu sprawdzić się w wojnie z organizacją, która zdawała się być dotąd dominującą w Lotharis od kilku er. Jednakowoż dopiero teraz bogowie zezwolili na wojny....
Tu drow znowu zaczął w myślach swe rozważania o przeszłości, a głównie o tym czemu przemożne boskie siły od czasu pojawienia się Zjaw Razgriz tak mocno zainterweniowały w nasz świat i uniemożliwiły prowadzenie wojen. Jego osobiste przypuszczenia, potwierdzone przez dwie wiekowe mędrczynie z bazaru, były takie, że musiało nastąpić jakieś przesilenie w stosunkach między bóstwami. Kto wie, może Rah'aliel i Wielmożna Rexel zostali w jakiś sposób uwięzieni, lub zneutralizowani. Na samą myśl o tym co mogło soptkać Panią, Elasharra przeszedł dreszcz. Bądź co bądź, powrót wojen w Seavranie oznacza, że sytuacja się unormowała i Wielmożna Rexel jest już w formie. "Tylko dlaczego teraz, kiedy Veass upadło" - pomyślał z westchnieniem...
Tu oderwał się od myśli, które nachodziły go ostatnio niemal codziennie. Była wojna, a jego nowi towarzysze a zarazem podkomendni bez większych kłopotów uzyskali miażdzącą przewagę nad przeciwnikiem. Wojna chyliła się ku końcowi. Drow był bardzo zadowolony z osobistych dokonań. Bez większego trudu posłał na spoczynek trzech żółtobarwnych wojowników.
Pierwej gdy wojna była jeszcze w powijakach, a on spokojnie przechadzał się po łące z miejscową drowią dziewką, nieopodal gildyjnej bramy, z dala wyłoniła się sylwetka, która rosła,rosła i przestała rosnąć gdy oczom drowa dał się rozpoznać krasnolud, ubrany w barwy GWN-u. -Wooojnaa! Gińcie niewierne psubraty! - z wrzaskiem rzucił się w kierunku osłupiałego mrocznego elfa. Elasharr po chwili szoku, odtrącił zacną damę swego towarzystwa, iż niefortunnie padła twarzą w krowi placek. Jednak drow miał większe problemy niż pocieszanie zbulwersowanej drowki. Krasiek bowiem nie żartował.
Rzucił się z impetem na drowa, który ledwie uskoczył przed ciosem i wyjął miecz. Następne ataki krasnoluda były już nieco mniej skuteczne. Miał lekkie problemy z trafianiem jak i unikaniem ciosów. Mimo to był bardzo żywotny i wytrzymały, więc walka trochę potrwała, jednak wynik był przesądzony. Dla drowa była to dobra gimnastyka i rozgrzewka przed własnymi szturmami. Tylko drowka gdzieś wyparowała „Ehh kobiety, obrażają się o byle gówno” - mruknął zniesmaczony.
Następne dwie potyczki rozegrały się już pod murami GWN-u. Co tu się wiele rozpisywać dwa łatwe zwycięstwa. To lubił. Miał już swoje lata i swoje dokonania, nie zależało mu na jakichś epickich pojedynkach, o których możnaby śpiewać pieśni. Chciał osiągnąć cel - zwycięstwo, a im łatwiej mu to przychodziło, tym lepiej.
Za kolejnym razem nikt nie stanął do obrony, więc jedyne co pozostało, to wejść do pierwszej kwatery, wychędożyć kogo się dało i zabrać do cenne.
A teraz właśnie przyszło mu zmierzyć się z jakimś muskularnym drowem z wielką pałą w garści. Gdy przyjrzał się uważnie obrońcy, zrozumiał że ów jest już dość poważnie ranny. Nie brakowało mu wprawdzie woli walki, jednak nie miał szans z wypoczętym rycerzem. -Niech Rexel ma cię w opiece psu-bracie – rzekł, kiedy ostrze jego miecza przeszyło wnętrzności przeciwnika. Następnie otarł miecz z krwi i upewniwszy się że jego podkomendni sobie radzą, zaczął polerował miecz z nowych rys. Gdy miecz prezentował się już nienagannie, drow ruszył dalej. Zobaczył wtedy, że Merna jest w kiepskim stanie, więc pomógł jej wstać.
-Brawo wojowniczko. Jak walczyć, to do końca! - rzekł patrząc z aprobatą na truchło lacerta.
Yarpen - 2009-06-19, 21:11
Wojna zakończona a tu jakoś pusto. Wiec może ja coś nagryzmole
W wojnie dwóch największych gildii tej ery z przytłaczającą przewagą zwyciężyła Horda. Co tu dużo gadać - do tego jesteśmy stworzeni
Dokładniej to GWN miał już dość i sam się poddał...
Wojna częściowo zainspirowana wypowiedzią Tsumoso - po prostu chcieliśmy to sprawdzić
Cytat: | Tsumoso: mamy dobry skład na wojnę, na turnieju będzie gorzej |
Horda ma za to skład lepszy i na turniej, i na wojne
No i oczywiście dziękujemy GWNowi za wsparcie finansowe
chciało by się rzec - Program sponsorowały literki "G" "W" i "N"
|
|