Forum Lotharis

Niezależni autorzy. - Móżdżek

Haspen - 2009-03-21, 10:08
Temat postu: Móżdżek
Na przyjęciach u lorda Keshimptona zawsze zbierała się śmietanka towarzyska. Burmistrz Rivangoth, radcy miejscy, posiadacze ziemscy, szlachta... trudno się dziwić; potrawy, które on sam przyrządza, była chwalone przez wszystkich. Nigdy nie zdradza sekretu przepisu - gościom pozostają jedynie domysły, i ten cudowny smak i aromat... Dzisiaj miano podać nowy rarytas - Keshimpton nie zdradził co to, ale to wzmocniło tylko apetyt zacnych przybyszów.
-Myślę- rzekła Lady Arbaleth -że będzie to deser bądź jakaś potrawka.
-Moja droga, zapewne coś lekkiego, jak zawsze.
Odparł radca z Rivangoth.
-Być może to delikatne pierożki z przepysznym, rozpływającym się w ustach nadzieniem!
Westchnął rozmarzony Lord Tamss.
-Zaiste, byłoby wspaniale.
Dodał radca.
-Panowie, za chwilę będą wnosić tacę!- powiedziała szybko Lady Arbaleth
I rzeczywiście, czterech służących, każdy z tacą w ręku zaczęli schodzić po schodach. Z naczyń unosiła się para, co oznaczało danie ciepłe.
-Być może miał pan rację, panie Grem.
Rzekła cicho Lady Arbaleth do radcy. W tymczasie ułożono tace na stole, a sam Keshimpton, ubrany w swoje ulubione, czarne spodnie i granatowy frak, pojawił się na schodach.
-Moi drodzy przyjaciele i szanowni goście zarazem! Dziś podam coś nowego, ale jak zwykle, wykwintnego, pysznego i wspaniałego!
Oklaski rozbrzmiały ochoczo po sali. Po chwili goście podeszli do stołu.
-Tak, to pierożki!
Niemalże krzyknął radca Grem.
-Pańska intuicja mnie zadziwia.
Odparła Lord Tamss.
-Pierożki z nadzieniem drobiowym, z dodatkiem tymianku i kopru, gotowane w bulionie z białym winem. Życzę państwu smacznego, a potem zapraszam do wspólnego tańca!
Oklaski raz jeszcze zabrzmiały, a potem goście ujęli widelce w dłoń i zaczęli się delektować daniem.
-Na... Baagora! Toż to niebo dla moich ust!
Powiedziała Lady Arbaleth.
-Wyborne! Wyborne!
Wtórował Lord Tamss.
-Zapewne nie zamierza się pan podzielić przepisem, prawda?
Dodał po chwili, odwracając się do przechodzącego obok Keshimptona. Ten uśmiechnął się tylko.
-Arturze, znasz odpowiedź.
Odparł po chwili. Odszedł, zostawiając Lady Arbaleth, Lorda Tamss i radcę Germa przy stole. Stanął, lekko zaniepokojony, przed sługą.
-O co chodzi?- zapytał
-"Surowiec" niezbyt dobrze się czuje. -odparł człowiek.
-Hmmm... Wiesz co robić, prawda.
-Tak, sir.
Sługa lekko się skłonił i odszedł, a Keshimpton wrócił do swoich gości.

***

Meross szybkim krokiem zmierzał do karczmy "Pod Złotym Widelcem". Było już ciemno, a on był sam na ulicy. Słyszał, że właśnie o takiej porze atakował Kanibal. Jego ofiary znajdowano pozbawione palców, całych kawałków mięśni, genitaliów, uszu, oczu, czasami z opróżnionymi z mózgu czaszkami. Słyszał te opowieści za każdym razem gdy pił z kolegami, i nie za bardzo w to wierzył, ale teraz, będąc samotnym w tej ciemnej alejce, był zdolny w to uwierzyć. Po chwili dobiegły go odgłosy rozmów, uderzeń szkła o szkło, rechotu i śpiewów. Odetchnął z ulgą.
"Pod Złotym Widelcem" nie była wielkim przybytkiem - ot skromna karczma w skromnej wiosce. Zarówno na piwo jak i na jedzenie nie można było narzekać. Meross zamówił to co zwykle - żeberka i kufel jasnego piwa. Usiadł tam gdzie zwykle - przy stoliku, niedaleko kominka i jednego z okien. I robił to, co zwykle; przyglądał się gawiedzi odpoczywającej w gospodzie.
Wyszedł po niecałej godzinie, z mokrą od przypadkowo rozlanego piwa koszulą. Zaczął iść tą samą alejką co poprzednio. Teraz, rozluźniony i pod wpływem alkoholu, w ogóle nie wierzył w Kanibala.
-Stój...
Meross spojrzał przed siebie mętnym wzrokiem. "Wysoka postać... elf? Nie, człowiek.... twarzy nie widać... co to za szuja...?" Rozmyślał przez chwilę. Spojrzał jeszcze raz. Postać zniknęła. Meross uśmiechnął się w duszy, bo to prawdopodobnie pijana wyobraźnia płata mu figle. Jednakże, ostry ból, dobiegający z karku, sprowadził go do parteru - po czym Meross stracił przytomność...
...Obudził się. Natychmiast zorientował się, że jest przykuty żelaznymi kajdanami do pionowo umiejscowionego, drewnianego stołu. Nie miał sił wyrywać się - opary, które wiodły ze sobą smród zgnilizny i moczu, skutecznie osłabiły jego ducha. Rozejrzał się - mała cela, jedna pochodnia na ścianie. Drzwi. Żelazne. Nagle skrzypnęły. Pojawiła się w nich ta sama, co w ciemnej alejce, postać.
-Kim... co ja... robię.... tu....?
Sapał Meross. Postać przybliżyła się do więźnia. Ten zobaczył skalpel chirurgiczny w dłoni nieznajomego.
-Po co ci... zostaw... nie...
Czuł, jak narzędzie tnie mu ucho... potem drugie.... Meross, przerażony, oblał spodnie swoim własnym moczem.
-U... będzie brzydko pachnieć....
Odparła wroga postać, widząc, co zrobił człowiek. Zaczął delikatnie, i z precyzją, przebierał palcami po policzkach Merossa. Ten widział zbliżający się do jego oczu skalpel.
Pełen bólu krzyk rozbrzmiał w celi, gdy postać wycięła nieszczęśnikowi oko.

***

-Lady Arbaleth, czemuż jest pani taka... 'rozgorączkowana'?
Spytał Lord Tamss.
-A kto nie jest? W końcu dziś znów nasze usta wypełni ambrozja w wykonaniu lorda Keshimptona.
Odparła uśmiechnięta.
-Podobno ma być to potrawka.
Rzekł cicho radca Grem.
-Oj, może i tym razem się sprawdzi!
Powiedział Lord Tamss z uśmiechem na ustach. Cała trójka, tak jak i reszta gości, czekała z niecierpliwością na służących - długo czekać nie musieli, ci, z tacami w rękach, jak wczorajszego wieczoru, pojawili się na schodach, po kilku sekundach, tace, z których parowało, znalazły się na stole.
-Niemożliwe! Panie Grem, powinien pan zostać jasnowidzem!
Powiedziała z niedowierzaniem Lady Arbaleth, zerkając na beżowo-szarą potrawkę i leżące na osobnym talerzyku, małe, kwadratowe grzaneczki.
-Dzisiaj zaserwowałem państwu potrawkę z odrobiną goryczki - bulion wołowy z odrobiną palonego piwa, z dodatkiem majeranku i bazylii. Można jeść oddzielnie, bądź nadziewając grzaneczki na widelce i maczając je w potrawce. Życzę smacznego.
Oklaski przebiegły po sali. Goście, na pierwszy bądź drugi sposób, delektowali się 'dziełem' Lorda Keshimptona.
-Zaprawdę, może i wolą kogoś wyżej przewidziałem, co zostanie podane, ale nie wiedziałem, iż będzie to tak smaczne!
Odparł zachwycony radca.
-Panie Grem, tego nikt nie wiedział!
Dodał roześmiany Lord Tamss.
-Panowie, odrobinę kultury.. z pełnymi ustami się nie mówi.
Odparła uśmiechnięta Lady Arbaleth.
-I kto to mówi.
Zripostował Lord Tamss, po czym cała trójka roześmiała się.

***

Płakał. Meross, przyzwyczajony do bólu, płakał. A dokładniej czuł jak płakał, bowiem bez oczu, nie widział nic - światła, łez... tylko ciemność. Usłyszał skrzypnięcie.
-Witaj... zabiorę ci coś jeszcze a potem będziesz wolny, zgoda...
Meross załkał tylko. Poczuł, jak coś zimnego przebiega dookoła jego czaszki. Nagle, coś lekko szarpnęło i poczuł chłód w głowie.
-Taak.. zaiste, ładny masz mózdżek... Hmm... ta część nie będzie ci potrzebna.
Odparła postać, odcinając małą cząstkę mózgu Merossa.
-Tghhh.. niggg... mgghgg...
Mamrotał więzień.
-Co mówisz?
Zachichotała postać, po czym odcięła jeszcze kawałek delikatnej tkanki.
-Prawda, że nie boli?

***

Keshimpton wrócił pomiędzy gości. Z uśmiechem na ustach zagadał Lady Arbaleth.
-I jak się pani czuje, Lady Arbaleth?
-Wspaniale!
Odpowiedziała.
-Jak zwykle pyszna potrawa.
-Popieram przedmówczynię!
Odparł Lord Tamss.
-A będzie jeszcze jedna.
Rzekł Keshimpton.
-Naprawdę?
Zapytał zdziwiony radca Grem. Cała trójka patrzyła na Keshimptona. Ten tylko uśmiechnął się szeroko i szybkim krokiem pomaszerował na drugi koniec sali.
Po dwóch, może trzech minutach, pojawili się służący, niosący nowe tace, tym razem była tylko jedna. Znaczna większość gości głośno westchnęła. Rzadko zdarzało się, aby podano dwie potrawy na jednym spotkaniu. Przy stole niemalże odrazu pojawiła się pewna trójka.
-To będzie...
-Niech pan przestanie! Zepsuje pan całą niespodziankę!
Lady Arbaleth przerwała kwestię radcy Grema. Spojrzeli na tacę; kawałeczki różowiutkiego mięsa spoczywały na tacy, oblane czerwonym sosem.
-Delikatne piersi kurczęce, polane sosem z czerwonego wina i orzechów.
Powiedział Keshimpton donośnym głosem. Goście zaczęli próbować potrawy.
-Hmm... przypomina mi... kawałki możdżku.
Odparł Lord Tamss.
-Och!
Lady Arbaleth zaksztusiła się.
-Lordzie, obrzydził pan...
-Najmocniej przeprasz... dlaczego pani się śmieje?
Zapytał, widząc, jak szlachcianka się zaśmiewa.
-Wygląda pan wprost cudownie z tą plamą sosu na koszuli.
-Nie... toż to była moja ulubiona!
Cała trójka roześmiała się.
-Delektujmy się, tylko bez żadnych wymysłów.
Odparł Grem z uśmieszkiem na ustach.
-Jest pan niemożliwy, lordzie Keshimpton.
Szlachcic przystanął na chwilę przy lordzie Tamss.
-Sądzę, że to był komplement.
-A jakże!
Rzekł, kłaniając się lekko. Gospodarz uśmiechnął się lekko, po czym zniknął w głębi korytarza.

***

-Dlażego... sze nie szabijesz?
Meross mamrotał, męczony ciągłym bólem głowy.
-Hmmm...
Szepnęła coś na ucho więźniowi. Gdyby Meross miał jeszcze oczy, zapewne zrobiły by się olbrzymie ze zdumienia i przerażenia zarazem.
-..dlatego jesteś ciągle żywy
Odparła postać. Meross miał nadzieję, że uda mu się uwolnić lewą rękę - nie dość, że była silniejsza niż prawa, to jeszcze od niemalże godziny człowiek siłował się z kajdanem ją mocującym. Intuicja kazała mu to zrobić teraz. Poczuł siłę w ręce - i wyrwał ją z okowów. Złapał coś twardego i zimnego, uderzył tym na wprost.
Postać poczuła ból. Ze zdumienia nie reagowała, gdy Meross uwolnił rękę i wyrwał nóż. Zorientowała się dopiero, gdy nieszczęśnik uderzył nożem w pierś przeciwnika. Krzyk bólu rozszedł się po celi. Meross, uśmiechnął się lekko, i wydał ostatnie tchnienie. Postać, z nożem w piersi, wypadła z komnaty niczym oszałale z bólu zwierzę. Zaczęła niemalże skakać po schodach.
-Niee.... to nie może...
Dopadła do drzwi, dużych, dębowych drzwi.
-Ja nie chce.... nie... NIE!!
Poślizgnęła się na śliskiej posadzce, i upadła, a wolą losu nóż przebił ciało na wylot, przy okazji przecinając aortę.

***

Pełen przerażenia krzyk dobiegł do uszu Lady Arbaleth, Lorda Tamss, radcy Germa i wszystkich innych gości.
-Lord Keshimpton nie żyje!!
Krzyczała jedna ze służek. Co odważniejsi goście weszli do korytarza. Na podłodze leżał - w kałuży krwi, z nożem, który przebił ciało na wylot - Lord Keshimpton.
-Na Baagora, co się stało?!
Lord Tamss był wstrząśnięty. Germ przytrzymywał Lady Arbaleth, który właśnie zemdlała. Kilku gości i służących zeszło schodami do podziemi.

***

W ciągu jednego tygodnia odbyło się 12 pogrzebów - tyle ofiar miał na koncie Kanibal, Lord Keshimpton. Merossowi, ostatniej ofierze, i, jak się domyślano, zabójcy podłego lorda, postawiono mały pomnik z tabliczką pamiątkową. Odkryto, że potrawy, które przyrządzał Keshimpton, były robione z części ludzkiego ciała. Dusza 'Kanibala' została przeklęta przez najwyższych kapłanów, a jego zwłoki spalono, prochy natomiast rozrzucono na bagnach...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group